Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Byli tacy co rodzili się
byli tacy co umierali
byli też i tacy, którym to było mało

o feudalna właścicielko naszych dni i nocy
łasico cmentarna, zjadaczko ostatniego potu
panno tatarskich, zazdrosna wszystkich narzeczono
mącicielko wody, lubieżna kusicielko
grzybie piwniczny, jadzie mityczny, wczesna trucicielko
założycielko rodu borgia, muzo getta, wieżo z kości
arko z kości, bramo z kości, różo z kości
rdzo trawestująca, palmo niecierpliwości
w ogonie pawia ukryta ciemna maszynerio
do pół masztu opuszczona niechybna bandero
iskry i morskich latarni gasicielko, szumie głuchy
ty, co zboże pozwalasz źrałe
i oziminy wiotkiej piękną niewiadomą

kto ci dał do ręki ostrą broń, zwyczajna ty wariatko!

Stachura

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Łowiec w krzach czeczota iszcze,
Kneź w dworzyszczu wziął zydliszcze,
Siadł, zagędźbił na podkurek,
Zaraz kur wór wniósł chór dwórek.
Rozdźwierzyły się podwoje,
Pojedynczo, lub po dwoje
Wchodzą przaśni, kraśni woje
Ni gieroje, ni playboje,
Gwarząc swoje ćmoje-boje.
Grzmią pokrzyki "Sława, sława!"
I knehini Pipkosława
U przedproża-zaporoża
Kiej problem na ostrzu noża
Lub kiej na gondoli doża
Ta detyna boża stawa
Wywołując grzmiące brawa.
Iście to magnacka feta,
W sosie własnym wajdelota,
I filety z filareta
I kompoty z Wizygota
Tur w bratrurze,
Żubrze udźce,
Wszyscy nuże
Chap za sztućce,
Ale kneź przed tą zabawą
Chciał wystąpić z mową-trawą -
Już się podniósł,
Wsparł o blat się,
Kiwnął w przód się
Oraz w zad się,
I rzekł w średniowiecznej mowie:

  • Mociumichmośćwaćpanowie!
    Jako wieda ano spokąd,
    Dadźbóg raciąż do nipokąd,
    Brzęczyszczeje dyćka dziewierz,
    Grzymidojda sierdząc nie wiesz!
    Ady ino kićki dziopa
    Cimcirymci Hryćka kopa?
    Ady ino ćwiąka łajba,
    Ano bździąg odbita szajba
    Ano gwoździec! Uździec ano!
    Tu owacją mu przerwano,
    Na ramiona go porwano,
    Udzielono mu poparcia
    I zabrano się do żarcia.
    Choć po prawdzie z całej mowy
    Nikt nie pojął ni połowy,
    Gdyż kneź mówił o tych rzeczach
    Raczej w stylu średniowiecza,
    Zasię młodsze pokolenie
    Znało tylko odrodzenie,
    Więc nie doszła ich kneziowa
    Mądrość niedościgła...
  • To skąd te brawa wpół słowa?
  • Bo kolacja stygła!

Waligórski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Nie trwóżcie się. Zostanie po nas
Poetyka przeobrażona:
Obraz epoki i jednostek
Bez wątpliwości i słabostek.

Nasi pisarze i malarze
Dadzą nam wielomówne twarze,
Dadzą nam gesty wyraziste,
Niejasne tła, konteksty mgliste.

Może nie będzie wśród nich wielu
Szekspirów albo Rafaelów
Ale wyrażą nasze czasy,
A wyraz zbłądzi między masy.

Więc z wrednych naszych namiętności
Zostanie walka o wartości;
Więc z naszych oszczerstw i kalumni
Herosi się wyłonią dumni.

Z naszej bezradnej paplaniny
(Ciężkiej obrazy dla polszczyzny)
Wywiodą myśli, sny i czyny
Artyści w hołdzie dla ojczyzny.

Artysty rolą – ująć całość:
Czym wobec sztuki – czyjaś małość,
Zawiści, zdzierstwa i kradzieże
I credo trwogi: wiem, bo wierzę!

Nie zna planeta barwy brudu
I słów bez znaczeń nie zna księga:
Chaos jest poprzednikiem cudu,
A kompozycja to potęga.

Dajmy artystom pięknie zwodzić
O kłamstwie, gniewie i rozpaczy,
A prawda o nas się narodzi,
Która zrozumie – i wybaczy.

Nie trwóżcie się, bo pojmą dzieci
I klęski nasze i zwycięstwa
Każde z nich własne życie skleci
Powtórzy zbrodnie i szaleństwa.

Kaczmarski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.

Tutejsza idiotko - rzekł kretyn miejscowy -
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?

Miejscowa kretynka odrzekła: - Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.

Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejszą idiotką.

Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.

Aż wreszcie szepnęła: - Kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.

Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.

W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna,

By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.

Tuwim

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Zmęczony burz szaleństwem, jak statek pijany,
Już niczego nie pragnę, jeno wielkiej ciszy
I kogoś, kto zrozumie mój żal nienazwany,
Kogoś, kto mą bezsłowną tęsknotę usłyszy;

Kogoś, kto jasną duszą życie mi przepoi,
Iżbym w spokoju bożym wypoczął po męce,
Kogoś, kto rozszalałe serce uspokoi,
Kładąc na moje oczy miłosierne ręce.

Idę po szczęście swoje. Po ciszę. Do kogo?
Którędy? Ach, jak ślepiec! Zwyczajnie - przed siebie.
I wiem, że zawsze trafię, którą pójdę drogą,
Bo wszystkie moje drogi prowadzą do Ciebie.

Tuwim

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Człowieku stojący na straży
Nad naszą Nysą lub Odrą
Z męskim uśmiechem na twarzy,
Z bronią opartą o biodro,
Ty, politycznie pewny,
Spośród tysiąca jedyny,
Sprawdzony przez wszystkie przesiewy,
Ankiety i egzaminy,
Gdy czujnie rozwierasz powieki
W godziny ciemne i ciche
I nagle gdzieś w nurcie rzeki
Usłyszysz błagalny głos: - Hilfe!
Zapomnij raz o szkoleniu,
Nie machaj pepeszą czy visem,
Dopomóż biednemu stworzeniu,
Co się gramoli przez Nysę,
Wyciągnij biedaka za kołnierz,
Pociesz kilkoma słowami...
Czasem to nawet i żołnierz
Może mieć gdzieś regulamin.
Co będziesz sumienie obarczał,
Gdy gość w kryminale skiśnie?
Pokaż mu Richtung nach Warschau,
On szepnie: - Danke... - i pryśnie.
Przecież to takie proste,
Tak łatwo tu o receptę...
Obecny Drang nach Osten,
Jest lepszy niż wszystkie przedtem.
Więc możesz być dumny, człowieku,
Ze miałeś dziś wartę u brodu,
Bo dziś, pierwszy raz od pół wieku,
Ktoś do nas uciekł z zachodu.

Waligórski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada

Dotknąć ściany, by stwierdzić że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur

Ugryźć kromkę, by stwierdzić że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął

Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła

Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi

Wojaczek

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Nieś się, stateczku, przez fale złudne,
Łopoczą żagle jak zmięte ruble.
Z ładowni słychać skowyt republik.
Skrzypienie burty.

Trzeszczy w szwach co opina żebra.
W morzu drapieżnych ryb pewnie nie brak.
Nawet pasażer o silnych nerwach
Rzyga jak struty.

Nieś się, stateczku, w burz kłębowisku.
Sztorm, choć wścieklejszy jest od pocisku,
Bezsilniej słucha władnego świstu -
Tak bardzo, że aż

Nie wie, gdzie pędzić: w tę? W tamtą? W jeszcze,
Inną? Bo cztery strony ma przestrzeń.
Jak cztery ściany - każde z pomieszczeń,
Choćby w nich mieszkał Boreasz.

Nieś się i nie bój, że skalny występ
Przebije burtę. Odkryjesz wyspę,
Jedną z tych wysp, gdzie sto lat po wszystkim
Krzyże dostrzegasz,

Gdzie obwiązany tasiemka pakiet
Listów sprzedaje ci dziecko : takie
Błękitne oczy jawnym są znakiem -
Ojcem był żeglarz.

Nie wierz, stateczku, przewodnim gwiazdom;
Tyle ich tam, że niebo jest zjazdem
Sztabu głównego. Gdy straszą nas ta
Próżnia nad głową,

Wierz tytko temu, co się nie zmieni:
Wierz demokracji wolnych przestrzeni,
Która, choć w burzach sporów się pieni,
Ma dno pod sobą.

Jedni w dal płyną na złość losowi.
Inni - dosolić Euklidesowi.
Inni znów - po to, by mieć to z głowy-
Wszystko to nieźle,

Lecz ty, stateczku, o każdej porze
Dostrzeż horyzont choćby w horrorze,-
Nieś się w dal, aż się sam staniesz morzem
Nieśże się, nieśże.

Brodski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Błogo bardzo sławił będę ten dzień,
Kiedy na nowo się narodzę,
Nawet gdy to będzie śmierci mej dzień,
Może jednak narodzę się wcześniej.
Nie będzie za mną chodził mój cień,
Kiedy na nowo się narodzę,
Straszny i zwęglony, czarny mój cień;
Drzewo gromem rażone w lesie.
Spał będę w nocy a nie spał w dzień,
Kiedy na nowo się narodzę,
Jasny, bez demonów będzie mój sen,
Zaś na jawie nie zjedzą mnie pleśnie.
Pójdę bezpowrotnie daleko, hen,
Kiedy na nowo się narodzę,
Wszędzie na miłość głuchy jak pień,
Będę w sadach obrywał czereśnie.

Stachura

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Ocean w nas śpi
I horyzont z nas drwi
Płytka fala fałszywie się mieni
A prawdziwy jest rejs
Do nieznanych ci miejsc
Kiedy płyniesz na przekór przestrzeni

I na tej z wielu dróg
Po co ci para nóg
I tak dotrzesz na pewno do końca
Niepotrzebny ci wzrok
Żeby wyczuć swój krok
I nie musisz wciąż radzić się słońca

Wielbicieli i sług
Tłum ci zawisł u nóg
To wolności twej chciwi strażnicy
Zaprowadzisz ich tam
Gdzie powinieneś być sam
Z nimi żadnej nie przejdziesz granicy

Zlekceważą twój głos
Którym wróżysz im los
Od jakiego ich nic nie wyzwoli
Bo zabije ich las
Rąk co klaszczą na czas
W marsza rytm co śmierć niosąc nie boli

Patrz jak piją i żrą
Twoją żywią się krwią
I żonglują słowami twych pieśni
Lecz nic nie śni im się
A najlepiej wiesz że
Nie istnieje wszak to co się nie śni

By przy śmierci twej być
Płakać śmiać się i drwić
To jedyny cel twojej eskorty
Oddaj komuś rząd dusz
I na własny szlak rusz
Tam gdzie żadne nie zdarzą się porty

Mówić będą żeś zbiegł
Ale wyjdą na brzeg
I zdradzieckie ci lampy zapalą
Ale ty patrząc w dal
Płynąć będziesz wśród fal
Aż sam wreszcie staniesz się falą

Kaczmarski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Fryzjer przy radioodbiorniku

Melodii słucha wciąż weselszych

Niepomny że już jest wisielcem

Rozkołysany u sufitu

On sambę tańczy tańczy walca

A żona zbliża się na palcach

Żeby mu podać jajecznicę

Więc znów melodia wciąż skoczniejsza

I klaszczą w takt stopy fryzjera

Bowiem hak mocno trzyma ciało

Ponad zdumionym łbem ratlera

Bursa

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Znalazłem na strychu gitarę,
bez strun obitą przez los.
Ależ to pudło stare -
rzuciłem krótko na głos.
I nagle słychać muzykę ,
gitara zaczęła grać,
i wtem za oknem widzę
nieznany, wczorajszy świat:

Zaczarowana procesja
mój ojciec w szkolnym mundurku
żołnierze jeszcze sprzed września
pan radca w czarnym tużurku
kabaretowy artysta
rodzina jakaś żydowska
i Wisła czysta jak kryształ
odległa tamta Polska.

Zabrałem te strychu gitarę,
i nowych strun dałem sześć,
łatałem pudło stare
by mogła najpiękniej brzmieć.
Lecz próżno czekam z nadzieją,
znikła piosenka sprzed lat,
bo myśli nam wietrzeją -
naftalinowy nasz świat.

Sikorowski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę,
wypalałem swój wyrok i ksywę gwoździem na ścianie baraku,
grałem w ruletkę, plażowałem na Riwierze,
jadłem obiad z diabli wiedzą kim we fraku.

Z wysokości lodowca świat oglądałem polarny,
trzykroć tonąłem, dwakroć mnie skalpel chlastał.
Rzuciłem kraj, który mnie wykarmił.
Z tych, co mnie zapomnieli, złożyłoby się miasto.

Włóczyłem się po stepach, gdzie wrzask Hunów brzmi jeszcze
w wichrze,
przywdziewałem ubrania pod dyktando kolejnej mody
siałem żyto, kryłem papą smołową spichrze,
piłem każdy płyn z wyjątkiem suchej wody.

W moje sny wbiła się straży oksydowana źrenica,
chleb wygnania żarłem ze skórką, oczyszczając z okruchów blat,
przyzwalałem strunom głosowym na wszystkie dźwięki prócz wycia -
w końcu przeszedłem na szept.

Dziś mam czterdzieści lat.
Co mogę powiedzieć o życiu? Rzecz to w sumie dość długa
Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie.
Ale póki ust nie zatka mi gliniasta gruda,
będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie.

Brodski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Lecą z drzew ostatnie liście,
Wichry wyją ponad ziemią,
Oj, niełatwo ateiście
U nas żyć, zwłaszcza jesienią...
Sam zwyciężać musi troski,
Żreć się z żoną i z rebiatą,
A wierzący Rosołowski
Ma aniołka stróża na to!

Idą święta i choinka,
Skąd wziąć grosz na tę imprezę?
Ateista sam dla synka
Musi kupić w mieście prezent.
Musi szukać, żeby tanio,
Penetrować każdy bazar,
A u Rosołowskich - anioł
Targa paczki w te i nazad!

On zamawia piękne drzewko,
On za opłatkami chodzi,
Poczem z tradycyjną śpiewką
Występuje - Bóg się rodzi...
Rosołowscy przy wigilii,
Śpiew anielski z nieba płynie...
...ateista swej familii
Opowiada o Darwinie...
Nie ma śpiewów w jego domu,
Przeto ateista myśli:

  • U nas, prawdę mówiąc, komu
    Są potrzebni ateiści?
    Lecz pomimo kiepskiej doli,
    Wątpliwości i subiekcji,
    Nie nawraca się, bo woli
    Pchać się w życiu bez protekcji!
    ... za to, kiedy życie minie,
    Nagrodzone będzie wszystko,
    Bo gdzieś przecież być powinien
    Raj Zmęczonych Ateistów.

Waligórski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Ach, moi dostojnicy,
Tytułów swych strażnicy!
Kanclerze, ministrowie,
Ach, cni szambelanowie!
Złociści, dumni, twardzi,
Jak miło wami gardzić!

Jak miło być podporą tronu,
Zdobną w orderowe dzwonki.
Jak miło być niezastąpionym –
Choćby skoczkiem, choćby pionkiem!

Ach, moje tło korony!
Pończoszki, pantalony
I ryje nad korytkiem.
Peruczki, rączki, łydki,
Ach, dyplomacjo tkanin,
Jak miło mieć was za nic!

Jak miło tutaj nawet bać się,
A jeszcze milej mieć nadzieję,
Że nie przepadniesz w trakcie
Tej gry, co światem chwieje.

Dziś wszystkim – jutro nikim!
Te pudry i pieprzyki
Zmiatane jednym gestem!
Polityka imperium
To walka o liberie,
Lecz ja – ponad nią jestem!

Kaczmarski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Zanim bełkot zamieni się w myśl
Zanim słowa uwięzną nam w gębach
Wznieśmy toast, wypijmy za tych
Którym zdrowia i szczęścia potrzeba

Niechaj brzęknie wesoło dziś szkło
Niech się spełnią marzenia wyśnione
Pijmy zdrowie za tych, co z nas drwią
Kiedyś będzie im to policzone

Dno jest po to, by wypić do dna
Pijmy gorycz do końca - do spodu
Dzisiaj w nas przebaczenia jest czas
Pijmy zdrowie przyjaciół i wrogów

Świt się tuli jak dziecko do snu
Pełznie obłok po nieba błękicie
Póki jeszcze żyjemy wciąż tu
Wznieśmy toast, kochani... za życie!

Gintrowski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Pospólny los, Agnieszko, nas z dawien dawna zbratał
Na dolę i niedolę, na dobro i na zło…
Gdy trębacz nad Krakowem w hejnale stromym wzlata,
Z nadzieją strzygę uchem i szabli szuka dłoń…

Tak ładnie wyglądamy w strzępiących się ubrankach,
Jak lament Jarosławny jest płacz sióstr naszych "Idź" -
Gdy siedemnastoletni, grający na organkach,
Jak zawsze wyruszamy, by się za wolność bić.

Wybaczcie zaniechanie, odpuście grzech milczenia,
Pośpieszne pożegnanie i żal spóźnionych słów…
Nam czas, Agnieszko składał niejedno przyrzeczenie,
I czad obietnic próżnych uderzył nam do głów.

Gra trębacz nad Krakowem. Wciąż gra, choć dawno poległ,
bo wieczna jego miłość. Gra miastu larum… Cyt!...
Agnieszko, myśmy dzieci, za chwilę – dzwonek w szkole.
Czy słyszysz? To za ścianą gdzieś grają twista z płyt.

Okudżawa

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Płomienne młode maki. Uwertura Rienzi.
Oczekiwanie lata, które nic nie ziści.

Panienki muślinowe i abiturienci.
Uśmiech leciutkiej wzgardy – lecz bez nienawiści.

Pierwsze różowe lody. Pachnące truskawki.
Różańcowa jedynych wspominań stokrotność.

Spotkanie – gdzieś, w ogrodzie, na dwóch końcach ławki.
I wierna, nieco gorzka piastunka – Samotność.

Iwaszkiewicz

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Między strychem, a piwnicą
W jakiejś starej kamienicy
Mieszka ktoś
Kto rozumy wszystkie zjadł
Dobrze wie, co lubią kwiaty
I pamięta wszystkie daty
A kłopoty zna rodzinne
Od stu lat

Ciotka Matylda
Cała w papilotach
Ma rozpieszczonego kota
I nadzieję, że się jeszcze zmieni świat
Ciotka Matylda
W podartych bamboszach
Czeka wciąż na listonosza
Który rentę nosi i do łask się wkradł

Aż pewnego dnia zastukał
A za drzwiami cisza głucha
Zniknął ktoś
Kto rozumy wszystkie zjadł
Niepodlane zwiędły kwiaty
W zapomnienie poszły daty
A na moje biurko
Mały kamyk spadł

Ciotka Matylda
Do niebieskich kroczy bram
Już podoba jej się tam
I na Pana woła głośno
"Wpuść mnie Pan!"
Ciotka Matylda
Ma koronę z papilotów
I pod pachą taszczy kota
Przecież biedak nie mógł zostać całkiem sam...

Sikorowski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Gdy zamieć wyje niczym wilk,
gdy w nocy mróz uderza,
nie zamykajcie, proszę, drzwi,
otwórzcie je na ścieżaj...

I kiedy przyjdzie w drogę iść,
a drogi - nie przetarte,
wychodząc nie ryglujcie drzwi,
zostawcie je otwarte.

Niech inni myślą: cud się stał,
A to nie cud bynajmniej!
Od żaru serca sosny żar niech
w piecu raz się zajmie...

I niechaj ciepło w ścianach tkwi,
niech noc się wyda krótka...
Nie warte funta kłaków drzwi,
marnego grosza - kłódka.

Okudżawa

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Maj za majem, lipiec za lipcem
Żaby kumkają, świerszcz stroi skrzypce
Lata biegną w pieskiej pogodzie
Rodzą się dni, człowiek się rodzi
I to jest właśnie z przyrodą w zgodzie
Bardzo wyraźnie – człowiek się rodzi
I to jest właśnie szczęście złociste –
Rodzi się człowiek, by chwilkę istnieć
W sekundeczce króciutkiej jak błysk błyskawicy
Przychodzimy na świat i uczymy się liczyć
Chcemy poznać smak słów i nauczyć się ciszy
Żeby trochę pogadać, żeby trochę usłyszeć
Maj za majem, lipiec za lipcem
Żaby kumkają, świerszcz stroi skrzypce
Na tej ziemi życie ucieka
Znikają dni, w niebie ktoś czeka
I to jest właśnie z przyrodą w zgodzie
Bardzo wyraźnie – człowiek odchodzi
I to jest właśnie życie jak listek –
Człowiek odchodzi, przestaje istnieć
W sekundeczce króciutkiej jak błysk błyskawicy
Odchodzimy gdzieś tam, gdzie czekają wspólnicy
Gdzie czekają, byś im opowiedział, jak było
Po cholerę się żyje oraz co to jest miłość

Gintrowski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

...a jak kiedyś wyjdziemy z długów
I kłopotów będziemy mieć mniej,
To ci kupię suknię taką długą,
Jaką kiedyś miała Doris Day,
A do tego śliczny płaszcz szeroki,
Pantofelki na szpilkach i szal,
A dla siebie - wytworny smoking,
I pójdziemy oboje na bal.
Na nasz widok cała sala westchnie
I zaszepce: - Ach, jak im się powodzi!
Spójrzcie tylko, jacy oni piękni,
Jacy eleganccy i młodzi...
A my młodzi nie będziemy już wtedy;
Siwe włosy mieć będziemy na skroniach,
Tyle tylko, że wyjdziemy z biedy,
Tyle tylko, że będziemy spokojni...
A nasz syn będzie mądry i duży
I mieć będzie jakąś śliczną dziewczynę,
I w tysiące kolorowych podróży
Wyjedziemy z tą dziewczyną i z synem.
Zobaczymy morza, wyspy i palmy,
Dobre kraje wiecznego ciepła...
Słuchaj, przecież to jest całkiem realne,
Tylko nie śmiej się.
A zwłaszcza nie płacz...

Waligórski

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Zatupię podkutymi buciorami
Automat w garść i torba z sucharami
W ochronną barwę władza mnie ubierze
Jak dobrze być żołnierzem, żołnierzem

Zostały w domu troski i kłopoty
Nie trzeba mi ni "floty", ni roboty
Kto za mną na przechadzkę się wybierze?
Jak miło być żołnierzem, żołnierzem

A reszta mnie na szczęście nie obchodzi
Ojczyzna każe, o cóż jeszcze chodzi?
To ona cały gips na siebie bierze
Jak łatwo być żołnierzem, żołnierzem

Okudżawa

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Święty święty święty-blask kłujący oczy

Święta święta święta-ziemia co nas nosi

Święty kurz na drodze

Święty kij przy nodze

Święte krople potu

Święte wędrowanie

Święty kamień w polu

Przysiądź na nim, panie

Święty płomyk rosy

Święta święta święta-ziemia co nas nosi

Święty chleb-chleba łamanie

Święta sól-solą powitanie

Święta cisza, święty śpiew

Znojny łomot prawych serc

Słupy oczu zapatrzonych

Bicie powiek zadziwionych

Święty ruch i drobne stopy

Święta święta święta-ziemia co nas nosi

Słońce i ludny niebieski zwierzyniec

Baran, Lew, Skorpion i Ryby sferyczne

Droga Mleczna, Obłok Magellana

Meteory, Gwiazda Przedporanna

Saturn i Saturna dziwów wieniec

Trzy pierścienie i księżyców dziewięć

Neptun Pluton Uran Mars Merkury Jowisz

Święta święta święta-Ziemio co nas nosisz

Stachura

Raskolnikow, to random Polish
@Raskolnikow@101010.pl avatar

Polityka mi wisi
Dorodnym kalafiorem.
Błogosławieni cisi
I ci, co pyszczą w porę.

Historia mnie nie bierze,
Literatura nudzi.
Ja tam dziś w nic nie wierzę,
A już na bank – nie w ludzi.

Nawet drzewa twardnieją, by przeżyć,
Co tu mówić o ludziach, frajerzy!

A jak się urządzili
Ci z władz i z opozycji?
Ten bił, a tego bili –
Obydwaj dziś w policji.

Więc żaden mnie nie skusi
Na byle ćmoje-boje.
Błogosławieni głusi
I ci, co słyszą swoje.

Nawet drzewa, by przeżyć, korzenie
Zapuszczają głęboko pod ziemię.

Katabas kirchę wznosi
Nie dla nas, a dla Pana.
Więc jakby sam się prosił
By z glana kapelana.

Mnie tego nikt nie wrzepi,
Ja chcę mieć święty spokój.
Błogosławieni ślepi
I ci, co widzą w mroku.

Nawet drzewa rosną w ciemnościach
W dupie mają – na czyich kościach.

Mnie nie rajcuje kasa,
Kwatera czy gablota.
Jak trafię skórę – klasa –
Pieroga wyłomotam.

Wykaże test, żem HIVnik,
To w żyłę – i odjadę.
Błogosławieni sztywni
I ci, co żyją z czadem.

Nawet drzewa próchnieją przedwcześnie
A przecież istnieją – bezgrzesznie.

Kaczmarski

  • All
  • Subscribed
  • Moderated
  • Favorites
  • JUstTest
  • ngwrru68w68
  • everett
  • InstantRegret
  • magazineikmin
  • thenastyranch
  • rosin
  • cubers
  • Durango
  • Youngstown
  • slotface
  • khanakhh
  • kavyap
  • DreamBathrooms
  • megavids
  • GTA5RPClips
  • osvaldo12
  • tacticalgear
  • modclub
  • cisconetworking
  • mdbf
  • tester
  • ethstaker
  • Leos
  • normalnudes
  • provamag3
  • anitta
  • lostlight
  • All magazines