swiatczytnikow, Polish Dla wszystkich narzekających na stan polskiego rynku książki. Sto lat temu Makuszyński też narzekał.
"Książka polska dostała galopujących suchot i umiera powoli, smutno patrząc łzawemi oczyma, czy jej kto nie poratuje. Strach pomyśleć, co się dzieje! Nowe, grube i złe życie machnęło na książkę ręką, na której palcach tkwią brylantowe pierścienie bez blasku, bo jest na nich mgła ludzkiego potu i rdza ludzkich łez. Czyż wzruszy goryla słowik, najrzewniej śpiewający? Czyż zatwardziałe serce wzruszy się na widok niebieskiego stworzenia — poezji, księżniczki w łachmanach, co drży z zimna i nie ma gdzie ogrzać duszy swojej tęczowej? Nie, nie wzruszy… Kultura polska schodzi na dziady. Nowy człowiek mniema, iż obowiązki wobec tej duszy wytwornej spełnił, jeśli kupił w wędrownym koszyku na warszawskiej ulicy wspaniałe dzieło pod tytułem: „Co narzeczona w dzień ślubu wiedzieć powinna?” (Wiedeń 1925, nakład anonimowy), albo „Wenus w futrze” Sacher– Masocha. To czynią „wyborowi”. Reszta nic nie czyni. W Warszawie ledwie dyszą teatry, rozlatują się. szlachetne instytucje, a w cyrku wyje codzień tysiączny tłum na ohydnych walkach atletów. Do księgarni zajdzie czasem jakiś człowiek z prowincji z zapytaniem, gdzie można nabyć szelki? [...]
Książka przeto poszła tu i ówdzie po ratunek. Rząd ją chciał szczerze ratować, lecz rząd ma tysiąc i jedno zmartwienie. Poszła do prasy i mówi rzewnie: — Panowie! jesteście powinowaci moi… Ratujcie mnie, bo umieram. Prasa była bardzo zmartwiona, właśnie jednak nie miała czasu, bo się dorożka zderzyła z tramwajem; umarł jakiś bałwan, którego trzeba było w nekrologach okadzić; w kinematografie była „wielka premjera detektywistyczna”, a Magdalena Syfon chciała się otruć ługiem, bo ją porzucił Józio Wytrych."
Add comment