@panoptykon@c.im avatar

panoptykon

@panoptykon@c.im

Pan Optykon aka Dawid Głownia - kino, Japonia, komiks, archeologia mediów, linki do bloga.

This profile is from a federated server and may be incomplete. Browse more on the original instance.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Lektura zakupionego wczoraj w antykwariacie "Krwawego rajdu" była rozkosznie nostalgicznym doświadczeniem, bo ostatni raz jakikolwiek komiks o Likwidatorze czytałem z piętnaście lat temu (skończyłem chyba na "Autozdradzie").

Mimo że od ostatniego podejścia do "Krwawego rajdu" minął kawał czasu, w trakcie czytania co jakiś czas przypominały mi się niektóre fragmenty. Trochę rzeczy jednak uleciało mi z pamięci. Na przykład parafraza planszy otwierającej z komiksów o Asteriksie.

No i w związku z tym naszła mnie myśl. Kojarzycie jakieś inne jej parafrazy w komiksie? Bo mam gdzieś z tyłu głowy jeszcze jedną, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie, w czym ją widziałem (zakładając, że wyobraźnia nie płata mi figli).

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Co prawda jeszcze nie zakończyłem cyklu wpisów z historią sztuki w komiksie, ale już korci mnie następny. Tym razem z historią filmu w komiksie. Lub na komiksowych okładkach, bo rozważam zawężenie tematu.

Zanim się jednak zdecyduję, czy w ten temat pójść, przetestuję go, podrzucając tu co jakiś czas zestawienia plakatów do filmów i okładek komiksów.

Na początek mam dla Was klasyk kina grozy.

"Egzorcysta", "The Exorcist", 1973, William Friedkin

"Justice League America", nr 27, 1989, rys. i tusz Kevin Maguire.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Przechadzając się po Złotym Stoku, odkryliśmy wspaniały duchologiczny budynek.

Kawiarnia Alaska, a w niej video, dyskoteka, imprezy okolicznościowe, napoje i lokalna gastronomia. Kiedyś. Bo od dawna nie działa, a upływ czasu zostawia po sobie na napisach coraz większe ślady.

image/jpeg
image/jpeg
image/jpeg

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Ciężki jest czasem los konesera śmieciowego kina. Bo bywają filmy, których opisy i plakaty obiecują fajną śmieciową rozrywkę, ale same filmy tego nie dostarczają.

Takim filmem jest dla mnie "Gymkata" z 1985 roku.

Bo jaki wspaniały tagline ma jego plakat! "Nowy rodzaj sztuki walki. Zręczność gimnastyki, zabójczość karate". A zarys fabuły dorzuca do pieca – olimpijski mistrz gimnastyki zostaje zwerbowany przez amerykański wywiad do udziału w śmiertelnych zawodach, które odbywają się w (fikcyjnym) Parmistanie, by umożliwić USA budowę na terenie tego kraju infrastruktury programu Gwiezdne Wojny. Do tego w roli głównej występuje prawdziwa gwiazda gimnastyki, Kurt Thomas. A za reżyserię odpowiadał Robert Clouse, który dekadę wcześniej zrobił z Brucem Lee "Wejście smoka". I film kręcono w Jugosławii. I na plakacie są jeszcze ninja. A obiegowa opinia głosi, że aktorstwo jest koszmarnie-uroczo złe.

Musicie przyznać, że wszystko to zapowiada smakowitego śmiecia. I bardzo zachęciło mnie do seansu, bo jakoś tak się złożyło, że nigdy wcześniej nie miałem okazji "Gymkaty" obejrzeć. Niestety, film nie spełnił nadziei, jakie w nim pokładałem. Z kilku względów, przede wszystkim jednak dlatego, że popełnia kardynalny grzech dobrego śmieciowego kina – jest okropnie nudny. Na plus odstaje tylko jedna scena, w której bohater musi przedostać się przez wioskę szaleńców, utrzymana w konwencji psychodeliczno-onirycznego horroru. Nie jest szałowa (Włosi zrobiliby ją w tym samym czasie lepiej), ale jest jakaś. A to, że ma się do reszty filmu jak black metal do reggae, tylko przemawia na jej korzyść, bo bierze z zaskoczenia. Cóż jednak z tego, skoro nim do niej dotrwałem, dwa razy uciąłem sobie drzemeczkę. Co w przypadku dobrego śmieciowego filmu jest nie do pomyślenia.

Szkoda. Wielka szkoda.

A Wy "Gymkatę" znacie? A jeśli tak, to czy się ze mną zgadzacie? A może Wam podeszło?

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

A wiecie, że manga "Pięść Gwiazd Północy" ("Hokuto no ken" aka "Fist of the North Star") dorobiła się w latach 90. ubiegłego wieku amerykańskiej aktorskiej adaptacji filmowej?

Był to film "Wojownik gwiazdy północy" ("Fist of the North Star", 1995, Tony Randel), w którym w Kenshiro wcielił się Gary Daniels.

Żałuję, że nie widziałem go w okolicach premiery, bo sądzę, że za dzieciaka mógłby zrobić na mnie spore wrażenie. Ale obejrzałem go po raz pierwszy dopiero kilka lat temu, więc oddziaływał już na inną osobę, w innym kontekście. Doceniam inscenizację, kostiumy, kilka pomysłów, ale jednocześnie nie mogę oprzeć się wrażeniu, że film miał potencjał, by zostać kultowcem, ale twórcy zatrzymali się w pół kroku i zamiast docisnąć bardziej z absurdalną przemocą i graną z kamienną twarzą głupkowatością świata przedstawionego, próbowali skierować go na tory bardziej szablonowego postapo.

Chyba najlepiej ilustrują to sceny, w których bohater czyni użytek ze swych umiejętności w walce. Jest fajnie, jest epa, jest kreskówkowo, ale mogłoby to wszystko być bardziej.

video/mp4

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Z tegorocznej edycji Poznańskiego Festiwalu Sztuki Komiksowej przywiozłem trochę rzeczy (o których pewnie w przyszłości coś napiszę), a jedną z nich był najnowszy numer pisma "Zeszyty Komiksowe".

Tematem numeru jest horror, a w środku obok wielu interesujących materiałów (artykułów, wywiadów, komiksów), znalazł się także mój tekst "Druga wojna światowa w amerykańskich przedkodeksowych komiksach grozy".

Ja już zasiadłem do lektury, co i Wam polecam, jeśli w obrębie Waszych zainteresowań mieszczą się komiksy i horror.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Czy jestem frajerem, jeśli chodzi o animacje poklatkową w filmie aktorskim? Ależ oczywiście, że jestem frajerem, jeśli chodzi o animacje poklatkową w filmie aktorskim.

Dlatego mimo wszystko nie mogę nie myśleć ciepło o "Promieniu lasera" ("Laserblast", 1978, Michael Rae), jednej z najwcześniejszych produkcji Charlesa Banda.

Bo to nie jest dobry film. Ale cóż z tego, skoro gdy sobie o nim przypominam, myślę tylko o pięknych poklatkowych kosmitach stworzonych przez Davida W. Allena.

video/mp4

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Ostatnimi czasy za zbiorkomową lekturę służy mi autobiografia Charlesa Banda (napisana we współpracy z Adamem Felberem) "Confessions of a Puppetmaster".

To przede wszystkim zbiór ciekawostek z życia i pracy Banda, a że ten współpracował z wieloma osobami, także tymi, które później trafiły na czerwone dywany Hollywoodu, to i im poświęca trochę miejsca (zwłaszcza gdy może się popisać, że to on kogoś odkrył).

No i z tej właśnie książki kilka dni temu dowiedziałem się, że na plakacie sławetnego filmu "Pluję na twój grób" ("I Spit on Your Grave", 1978, Meir Zarchi) widnieje wówczas jeszcze nieznana... Demi Moore.

Sprawdziłem, czy aktorka się do tego przyznaje, i wygląda na to, że ujawniła to dopiero w wydanej dwa lata przez "Confessions of a Puppetmaster" autobiografii "Inside Out" z 2019 roku.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar
  • Czy możemy mieć walkę Paula Atrydy z Fremenem Jamisem w domu?

  • Ale przecież mamy walkę Paula Atrydy z Fremenem Jamisem w domu.

  • Walka Paula Atrydy z Fremenem Jamisem w domu. [ZOBACZ WIDEO]

A pisząc "dom", mam na myśli film "Metalstorm: The Destruction of Jared-Syn" z 1983 roku w reżyserii Charlesa Banda, znany w Polsce jako "Kryształ śmierci".

"Kryształ śmierci" jest zwykle opisywany jako film science fiction, lecz bardziej precyzyjnym określeniem gatunkowym byłby space western, przy czym kosmos pozostaje tu w domyśle, ponieważ cała jego akcja (filmu, nie kosmosu) rozgrywa się na planecie Lemuria. Jest tam trochę futurystycznej technologii, ale struktura fabularna, ikonografia i typy postaci to western w najczystszej postaci. No, z futurystyczną technologią. I mistycznymi mocami, więc można tu też wskazać na wpływy gwiezdnowojenne.

Są to rzeczy bardzo czytelne, niemniej gdy ja myślę o "Krysztale śmierci", nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w grę wchodzi jeszcze jeden kontekst. A mianowicie "Diuna", zarówno w wydaniu Franka Herberta, jak i Davida Lyncha. A może nawet bardziej Lyncha. Bo fabuła i świat przedstawiony "Kryształu śmierci" zawierają elementy, które mogą kojarzyć się z "Diuną", zwłaszcza jeśli odpowiednio je ugrać w opisach. A że Band zrealizował swój film w czasie, gdy już trwały prace nad adaptacją powieści Herberta...

Zresztą. Poniżej znajdziecie opis filmu, który przekopiowałem z jego hasła w anglojęzycznej Wikipedii. Rzućcie okiem i sprawdźcie, czy czytając go, nie zaświta Wam w głowie myśl, że brzmi to trochę jak "Diuna".

====================

The movie portrays the story of a space ranger named Dogen (played by Jeffrey Byron), who is in search of an intergalactic criminal with supernatural powers named Jared-Syn (played by Michael Preston). He has tracked this individual to a desert planet called Lemuria. The planet's human population lives in scattered mining towns, gathering valuable crystals which seem to be the basis for their technology and economy. Syn has posed as the leader of a strange group of nomadic humanoids called the "One Eyes" – so named because they symbolically gouge out one of their eyes – who are descendants of a vanished culture called the Cyclopians. The territorial nomads have begun a holy war to drive the human miners from their lands. Syn has instigated this crusade, but Dogen knows that Syn's plan is really to enslave them all and seeks to stop him at all cost. Syn equips his nomads with strange red crystals that drain the life out of touched victims. Dogen searches Lemuria's wastelands for Syn's camp, traveling in an armored vehicle.

====================

video/mp4

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Miałem poinformować o tym już w ubiegłym miesiącu, tuż przed konferencyjnym wyjazdem, ale w towarzyszącym przygotowaniom zamieszaniu wyleciało mi to głowy. Jest jednak jeszcze czas, by to zrobić.

Na zdjęciu, uśmiechając się po polsku, prezentuję gustowną okładkę ostatniego numeru magazynu "Presto", poświęconego kiczowi. W środku znajdziecie sporo ciekawych materiałów, więc warto rzucić okiem.

Miło było dołożyć mi do numeru cegiełkę w postaci wywiadu, którego udzieliłem Karolinie Sawickiej do jej artykułu "Między wstydem a fascynacją". Artykuł znajduje się na stronach 64-67, rozmowa dotyczyła akademickiego i potocznego rozumienia kiczu oraz jego przykładów we współczesnej i nieco starszej kulturze.

Na zachętę napiszę, że w wywiadzie szkalowałem telewizję śniadaniową jeszcze zanim głośno zrobiło się o tym, że jedna z nich zaprasza do programu nieformalną rzeczniczkę flipperów.

Magazyn możecie kupić i przejrzeć m.in. w sieci Empik. W razie czego, jeśli nie zorientujecie się po okładce – to numer 42, zima 2024.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Dowcipna była te redakcja "Filmu" w 1947 (nr 11). Inna rzecz, że ja taki film bym chętnie zobaczył.

====================

Jak donosi z Ameryki korespondent agencji „Multi-ple-plex”, w Studio Filmów Rysunkowych Walta Disneya przystąpiono do realizacji gigantycznego projektu. Celem zobrazowania przyszłym pokoleniom osiągnięć światowego malarstwa, postanowiono nakręcić film dokumentalny, składający się z serii ożywionych arcydzieł najsłynniejszych mistrzów pędzla. Rysownicy studia otrzymali polecenie dokonania jak najwierniejszych kopii różnych płócien, znajdujących się w muzeach całego świata. Naszemu wysłannikowi udało się z trudem zdobyć kilka szkiców zrobionych ręką rysownika wyspecjalizowanego w wieloletnim odtwarzaniu postaci Kaczora Donalda. Jak możemy zaważyć porównując je z oryginałami – uzyskał rysownik wspaniałe rezultaty. Imponując ten film-dokument ma być ukończony w 1999 roku i nie będzie demonstrowany szerokiemu ogółowi. Udostępni się go tylko historykom sztuki, którzy w ten sposób wyrobią sobie dokładne wyobrażenie o dorobku malarskim ubiegłych stuleci.

====================

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Dwa dni temu wspominałem, że muszę sobie odświeżyć "451 stopni Fahrenheita" Ray Bradbury'ego. Po powieść jeszcze nie sięgnąłem (i w najbliższym czasie nie sięgnę), ale odświeżyłem sobie jej filmową adaptację z 1966 roku Francois'a Truffaut.

I spójrzcie, co tam wypatrzyłem w scenie, w której Montag leży w łóżku z żoną, przeglądając komiksową gazetę. Na potrzeby tego rekwizytu zaadaptowano sławetną okładkę 20. numeru "Crime SuspenStories" z przełomu 1953 i 1954 roku.

Jest to interesujące choćby ze względu na to, że seria ta ukazywała się nakładem wydawnictwa EC Comics, które publikowało wówczas m.in. komisowe adaptacje opowiadań Bradbur'yego. Swoją drogą –ciekawe, czy do stworzenia tych fikcjonalnych komiksowych gazet wykorzystano także inne publikacje EC Comics.

Z tą komikso-gazetą wiąże się jeszcze jedna istotna rzecz. Zwróćcie uwagę, że zawiera ona tylko obrazki – żadnego tekstu. W filmowej adaptacji "451 stopni Fahrenheita", która wyszła spor ręki Truffaut, konsekwentnie tworzy się wizję państwa, które nie tylko walczy ze słowem pisanym, ale i w pełni funkcjonuje bez liter. Nawet straż pożarna, jeden z kluczowych elementów aparatu państwowego, w swej dokumentacji wykorzystuje tylko fotografie i cyfry.

Wiąże się z tym zresztą ciekawy zabieg formalny, mianowicie brak konwencjonalnej czołówki filmu. Ta jest kompletnie pozbawiona liter – tytuł filmu nazwisko reżysera, obsada itp. są w niej czytane. Litery pojawiają się w filmie tylko w postaci palonych książek i na planszy z napisem "The End", pod koniec filmu, którego finał daje nadzieję, że słowo pisane przetrwa.

Jest to o tyle ciekawe, że twórcy adaptacji poszli w tym zakresie o krok dalej od Bradbury'ego, bowiem wykreowany przez niego świat nie był pozbawiony liter. Owszem, zakazane były książki (powieści, zbiory opowiadań, eseje, wspomnienia itp.), lecz słowo pisane – nie. To funkcjonowało legalnie w komiksach czy pismach branżowych. Trudno też wyobrazić sobie, by mógł obyć się bez niego opresyjny aparat państwowy – pełna eliminacja słowa pisanego byłaby z jego perspektywy nieefektywna. Myślę też, że wizja świata, w którym słowo pisane funkcjonuje tylko w ramach systemu nadzorowania i karania, jest bardziej przerażająca, niż takiego, który jest zupełnie go pozbawiony.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Muszę sobie odświeżyć "451 stopni Fahrenheita" Raya Bradbury'ego, ale nawet pamiętając książkę piąte przez dziesiąte znajduję ironicznym fakt, że doczekała się komiksowej adaptacji (z 2009 roku, stworzonej przez Tima Hamiltona). Do tego opatrzonej podtytułem "Autoryzowana adaptacja". I wprowadzeniem samego Bradbury'ego.

Bo przecież Bradbury snuje w literackim pierwowzorze wizję świata, w którym zakazano książek, lecz komiksy mają się dobrze. Stoi to w niej otwartym tekstem – jedynymi publikacjami, które mają prawo funkcjonować w tym świecie, są branżowe czasopisma i komiksy właśnie. Bo książki są szkodliwe. Bo prowokują do myślenia. I mogą kogoś urazić. A komiksy nie. Bo są proste i służą wyłącznie rozrywce – nie są w stanie nikogo urazić, bo nie niosą żadnej głębszej myśli.

Równie, jeśli nie bardziej, ironicznym znajduję fakt, że tuż przed publikacją powieści, w której zawarł taką myśl na temat komiksów, Bradbury zezwolił wydawnictwu EC Comics na adaptowanie jego utworów. Oczywiście – za pieniądze. W ciekawych okolicznościach, o których chciałbym w niedalekiej przyszłości coś tu skrobnąć.

A skoro już piętrzę ironię, to podrzucę jeszcze jedną jej warstwę. Ironicznym znajduję również to, że prawicowcy pomstujący na polityczną poprawność i cancel culture często wynoszą na swe standardy lewicowego Orwella, choć w tym przypadku o wiele lepiej sprawdziłby się im Bradbury, który dosłownie pisze w "451 stopni Fahrenheita", że różne książki urażały różne mniejszości, więc jej palono. W sumie to ciekawe, dlaczego tego nie robią.

Na koniec mam dla Was fragment z polskiego wydania powieści z 1960 roku w przekładzie Adama Kaski. Nawiasem – zwróćcie uwagę na to, że przetłumaczył on "comics books" jako "książki z komiksami", de facto wyprzedzając epokę ;).

====================

Weźmy teraz mniejszości w naszej cywilizacji. Im gęściejsze zaludnienie, tym więcej mniejszości. Uważaj, żebyś nie dotknął czymś sympatyków psów, sympatyków kotów, doktorów, adwokatów, kupców, dyrektorów, mormonów, baptystów, unitarystów, potomków Chińczyków, Szwedów, Włochów, Niemców, teksańczyków, brooklińczyków, Irlandczyków, mieszkańców Oregonu czy Meksyku. [...] Im większy jest twój rynek, Montag, tym mniej możesz się zajmować sprawami dyskusyjnymi, pamiętaj o tym! Wszystkie te drobne mniejszości mniejszości, na które trzeba uważać. Autorzy pełni złych myśli, zatrzaśnijcie swe maszyny do pisania! Autorzy zrobili to. Czasopisma stały się przyjemną mieszanką waniliowej tapioki. Książki, jak mówili ci cholernie snobistyczni krytycy, były jak brudne mydliny. Nic dziwnego, że nikt nie chce kupować książek — mówili krytycy. Lecz publiczność, wiedząc, czego jej potrzeba, wybierając szczęśliwie, pozwoliła przeżyć tylko książkom z komiksami. I trójwymiarowym czasopismom pornograficznym, oczywiście. I to byłoby wszystko, Montag. To nie przyszło od rządu. Początkowo nie było żadnego nakazu, deklaracji, cenzury. Nie! Technologia, eksploatacja masowa i nacisk mniejszości załatwiły całą sprawę. Bogu dzięki. Dziś dzięki nim możemy być szczęśliwi przez cały czas, wolno człowiekowi czytać komiksy czy pisma fachowe.

====================

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Co prawda dziś już była historia sztuki w komiksie, ale przecież nie ma powodu, dla którego nie mogła by być dwa razy.

Tym razem przypadek ciekawy o tyle, że parafraza obrazu ma uzasadnienie fabularne. W skrócie – morderca cytuje dzieło Botticelliego.

U góry: Sandro Botticelli, "Narodziny Wenus" ("Nascita di Venere"), ok. 1845.

Na dole: "Deathwish", nr 1, 1994, scen. Adam Blaustein, rys. J. H. Williams III, tusz Jimmy Palmiotti.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

W nowojorskim Museum of the Moving Image jest fantastyczna wystawa poświęcona Jimowi Hensonowi. A na tej wystawie są prezentowane m.in. listy, które wysyłano do twórcy Muppetów. A wśród tych listów znajduje się jeden w języku polskim, wysłany w lipcu 1981 roku z Gorzowa Wielkopolskiego przez Wojciecha.

I tak sobie pomyślałem, że fantastycznie byłoby, gdyby informacja o tym, że ponad czterdzieści lat po nadaniu jego list wisi na ścianie muzeum w Nowym Jorku, dotarła do Wojciecha. Bo zważywszy na to, ile lat minęło i w jakim mógł być wówczas wieku, jest wysoce prawdopodobne, że Wojciech wciąż żyje. Szkoda więc, że muzeum zdecydowało się ocenzurować jego dane osobowe. Bo Wojciechów z Gorzowa Wielkopolskiego jest, jak sądzę, wielu.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Wczoraj wspominałem, że podczas wizyty w Nowym Jorku miałem przyjemność odwiedzić The Museum of Modern Art.

A że wystawiają tam "One: Number 31" Jacksona Pollocka, nie mogłem powstrzymać się przed cosplayem "Konesera" Normana Rockwella.

Fotografia i dyrygowanie modelem: Karolina Stromczyńska.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Wróciłem z dłuższego wyjazdu. Czas więc powoli wrócić także do nadawania. Pomysłów mam sporo, zarówno starszych, jak i nowszych, bo wyjazd był pod wieloma względami inspirujący.

Cztery dni na konferencji Society for Cinema and Media Studies, na której opowiadałem o polskiej recepcji amerykańskich komiksów z wątkami (post)sowieckimi, a później pięć dni wywczasu w Nowym Jorku, gdzie mogłem odwiedzić m.in. The Museum of Modern Art i Museum of the Moving Image.

Zajrzałem też do kilku bostońskich i nowojorskich antykwariatów, gdzie obkupiłem się jak dzik w książki, komiksy i albumy. Do tego stopnia, że miałem nielichy problem z zabraniem się z wszystkim do Polski (kwiczałem i sapałem, gdy upychałem nabytki po walizkach). No ale do USA prędko (a być może i nigdy) nie wrócę, więc kiedy miałem to zrobić, jeśli nie teraz? Tym bardziej, że większość rzeczy kupiłem po taniości, a gdybym nawet wyrwał je w porównywalnych cenach na eBayu, to wysyłka do Polski byłaby nieopłacalna.

Na zdjęciu możecie zobaczyć, co przywiozłem. Co z tego macie lub znacie? Co polecacie? Trafia coś w Wasze gusta? A może czegoś nie znacie, lecz Was zainteresowało?

A pytam po części dlatego, że rozważam prezentowanie tu co jakiś czas części nabytków (nad formą musiałbym jeszcze pomyśleć), ale nie wiem, czy byłoby to dla Was interesujące.

Zastanawiam się też nad kilkoma wpisami dotyczącymi wyjazdu, przede wszystkim rzeczom, które miałem możliwość zobaczyć (głównie eksponatom z Museum of the Moving Image), ale mam obawy, czy nie uznacie, że odbiega to znacząco od dotychczasowej formuły profilu i wożę się na tym, że byłem w USA (gdzie zresztą bym się nie wybrał, gdyby nie trafiła się bardzo fajna konferencja). Jak uważacie?

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Ze względu na wyjazd na konferencję w najbliższym czasie będę zmuszony ograniczyć częstotliwość wpisów, a być może całkowicie z nich zrezygnować, bo tam, gdzie jadę, z dostępem do internetu może być różnie. Po części dlatego przez ostatni tydzień z hakiem zamieszczałem tu wpisy niemal codziennie, a niekiedy i częściej.

Zanim jednak poczłapię w drogę, mam dla Was materiał, którego publikacja przed moim wyjazdem stała pod znakiem zapytania. A konkretnie zapis blisko dwugodzinnej (po skrótach!) rozmowy, którą odbyliśmy z ekipą Pora Imperatora w ramach cyklu WTF (Wyjątkowe Twory Filmowe) o "Mortal Kombat" z 1995 roku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już jutro na ich youtube'owym profilu pojawi się kontynuacja rozmowy, poświęcona koszmarnemu sequelowi tego filmu.

Nieśmiało liczę, że rozmowa się Wam spodoba: https://www.youtube.com/watch?v=PbnwmHV1tw4.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Dziś w historii sztuki w komiksie wylosowało się łatwe. Może nie aż tak oczywiste na pierwszy rzut oka, ale gdy wie się, czego szukać, to długo szukać nie trzeba. To już trzeci komiksowy kadr w ramach cyklu, w którym przetworzono słynny fresk Michała Anioła.

U góry: Michał Anioł, "Stworzenie Adama" ("Creazione di Adamo"), 1508-1512.

Na dole: "Superman", nr 215, 2005, scen. Brian Azzarello, rys. Jim Lee, tusz. Scott Williams.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

No dobra. Znów się wkręciłem w temat historii sztuki w komiksie, bo w na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy odnotowałem sobie sporo rzeczy do pokazania. Dlatego pozwolę sobie na tematyczny hat-trick.

Hmm... A może w ogóle zrobię tydzień pod tym znakiem? Zobaczymy. Ale tymczasem...

U góry: Théodore Géricault, "Tratwa Meduzy" ("Le Radeau de La Méduse"), 1818-1819.

U dołu: "JLA: Earth 2", 2000, scen. Grant Morrison, rys. i tusz Frank Quitely.

P.S. Komis ukazał się w Polsce w 2003 roku nakładem wydawnictwa Fun Media. Jego drugie polskie wydanie ukazało się w 2016 roku w ramach serii "Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics", a konkretnie – w 10. tomie.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Skoro już wróciłem do tematu historii sztuki w komiksie, to od razu podrzucę Wam coś jeszcze.

U góry: Michał Anioł, "Stworzenie Adama" ("Creazione di Adamo"), 1508-1512.

U dołu: "Marvel Spotlight", nr 15, 1974, scen. Steve Gerber, rys. i tusz Jim Mooney.

P.S. Zaprezentowany tu kadr pochodzi z historii o Diamonie Hellstromie, będącym dosłownie synem Szatana. Swego czasu pochylałem się nad tematem listów, jakie w pierwszej połowie lat 70. wysyłano w sprawie tego komiksu do Marvela.

A pochylałem się najpierw w wersji tekstowej (https://pan-optykon.pl/komiks/listy-do-marvela-w-sprawie-szatana/), a później audio-wideo (https://www.youtube.com/watch?v=4cCIqcXhAVI).

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Być może stracicie dla mnie resztkę szacunku (jeśli jakaś jeszcze tkli się w Waszych głowach), ale potrzebowałem nieco odetchnąć, a pod wpływem jednego z komentarzy do ostatniego wpisu przypomniał mi się mój dawny pomysł, w efekcie czego...

No, niby da się to ująć delikatniej, ale będę szczery i bezpośredni – utworzyłem na dysku folder o nazwie "cios w jaja", do którego chciałbym stopniowo dokładać fragmenty filmowe pod ich dłuższą kompilację.

Przygotowanie ostatecznej wersji materiału pewnie trochę potrwa, być może też mi przejdzie i nie powstanie on nigdy, ale już teraz chciałbym podzielić się z Wami wersją wstępną.

  1. "Butch Cassidy i Sundance Kid" ("Butch Cassidy and the Sundance Kid"), 1969, George Roy Hill.

  2. "Wejście smoka" ("Enter the Dragon"), 1973, Robert Clouse.

  3. "Krwawy sport" ("Bloodsport"), 1988, Newt Arnold.

  4. "Mortal Kombat", 1995, Paul W.S. Anderson.

Jeśli przychodzą Wam do głowy fragmenty warte uwzględnienia, to dajcie znać w komentarzach.

video/mp4

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

O tym, że "Wejście smoka" ("Enter the Dragon", 1973, Robert Clouse) stanowiło jedną z głównych inspiracji dla oryginalnej gry "Mortal Kombat" z 1992 roku, wie chyba każda osoba nieco bardziej interesująca się serią mordobić z logo smoka.

Ale najgłośniejsza produkcja z Bruce'em Lee stanowiła istotny punkt odniesienia także dla pierwszego filmu na podstawie tej serii, czyli "Mortal Kombat" z 1995 roku w reżyserii Paula W.S. Andersona.

Być może jest w tym stwierdzeniu nieco przesady, ale dla mnie pierwszy filmowy "Mortal Kombat" to "Wejście smoka" z ninjami, czterorękim smoko-człowiekiem i zmiennokształtnym czarnoksiężnikiem.

"Wejście smoka" ewidentnie dostarczyło twórcom "Mortal Kombat" ramy fabularnej, którą ci wykorzystali w adaptacji gry polegającej na okładaniu się po gębach (czy też: gier, bo film zawiera też elementy wprowadzone w "Mortal Kombat II" z 1993 roku). Nie chodzi przy tym wyłącznie o sam zarys fabuły, czyli ideę turnieju sztuk walki rozgrywającego się na odciętej od świata wyspie, na który ściągają najlepsi napierniczacze na Ziemi, a którego organizator ma w związku z nim ukryty cel.

W "Mortal Kombat" można z powodzeniem doszukiwać się podobieństw do "Wejścia smoka" w zakresie struktury, przedstawionych w filmach sytuacji, motywacji postaci i ich charakterystyki. Nie wszystkie z nich pozostały przeniesione w proporcjach 1:1, bo na ten przykład motywacja do udziału w turnieju Lee z "Wejścia smoka" została w "Mortal Kombat" rozbita na postaci Liu Kanga i Sonyi (przy czym w przypadku tego pierwszego dopisano mu nieobecny w grach wątek chęci zemsty za zamordowanie jego brata, bliski wątkowi chęci pomszczenia samobójstwa siostry przez Lee). Ale taki Roper, w którego w filmie z 1973 roku wcielił się John Saxon, to niemal w stu procentach Johnny Cage z filmu z 1995 roku.

Na grafice załączam zestawienie kilku kadrów z elementami wspólnymi obu filmów. Jeśli znacie oba, to pewnie z łatwością domyślicie się, dlaczego mi się ze sobą kojarzą. Czy się zgodzicie? To już inna kwestia.

panoptykon, to movies Polish
@panoptykon@c.im avatar

Jaki aktor najlepiej wypadł w roli ninji?

Michael Dudikoff? Hiroyuki Sanada? Scott Adkins? Shō Kosugi? Franco Nero?

Przypuszczam, że niewiele osób odpowie na to pytanie: "Krzysztof Kolberger, wybitny aktor filmowy i teatralny, uhonorowany m.in. Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Medalem >Zasłużony Kulturze Gloria Artis<". Jest wysoce prawdopodobne, że nie powiedział tak nikt nigdy.

Tymczasem Kolberger faktycznie wcielił się w ninję – w szwedzkim filmie "Misja ninji" ("The Ninja Mission", Mats Helge Olsson) z 1984 roku. Grał tam Masona, szefa pracującego na zlecenie CIA oddziału ninjów-najemników, którzy maja za zadanie odbić z łapsk KGB genialnego naukowca.

Kolberger nie był zresztą jedynym polskim członkiem obsady i ekipy, bo większość scen dialogowych realizowano pod okiem polskiego asystenta reżysera (reżyser filmu skupił się na scenach akcji), a na ekranie partnerowała mu Hanna Bieniuszewicz. Ta w materiałach promocyjnych i w czołówce filmu figurowała jako Hanna Pola. Sam Kolberger jest wymieniany w nich jako Christofer Kohlberg.

Nie jest to dobry film, a piszę to jako miłośnik śmieciowego kina. Właściwie jest to rzecz bardzo zła, ale jednocześnie fascynująca – jako przedsięwzięcie. Bo w historii powstania i dystrybucji filmu wchodzi samo gęste. A jest to poziom gęstości, który zaistnieć mógł tylko w prawdziwym życiu.

Film powstał z inicjatywy samozwańczego "jedynego szwedzkiego ninji" – człowiek ten zwał się Bo F. Munthe, w filmie wcielił się w pomocnika Masona, a jego uczniowie odgrywali ninjów. Warto tu dodać, że postaci, które odgrywali Kolberger i Munthe przez cały film, również w trakcie tytułowej misji, chodziły, biegały i strzelały bez masek, zaś pełny kostium ninjów nosili tylko ich podwładni.

Za reżyserię odpowiadał człowiek, który wcześniej spędził kilka lat w więzieniu za niewywiązywanie się z umów i długi, w które popadł przy realizacji "Szwecji dla Szwedów" ("Sverige åt svenskarna", 1980), wysokobudżetowego ego-projektu popularnego aktora Pera Oscarssona. Mats Helge Olsson, bo o nim mowa, zniknął z radaru na początku lat 90. ubiegłego wieku, prawdopodobnie ze względu na kolejne długi, w które popadł.

"Misja ninji", choć jest filmem fatalnym, osiągnęła spektakularny sukces kasowy na rynkach zagranicznych, głównie amerykańskim. Jej twórcy doskonale wstrzelili się w boom na produkcje o ninjach, w przypadku których obiektywne walory filmu odgrywały rolę w najlepszym razie trzeciorzędną – mówimy wszak o czasach, gdy na filmach produkowanych w modelu "kopiuj i wklej ninję" bardzo dobrze finansowo wychodził Godfrey Ho.

Prawa do dystrybucji filmu na rynku amerykańskim pozyskała firma New Line Cinema, a na inne światowe rynki (ponad 50 krajów) film wprowadził o wiele większy gracz – MGM. Szacuje się, że film mógł zarobić łącznie ponad 30 mln. dolarów. To wynik rewelacyjny jak na film, który kosztował około 2,5 mln. dolarów. Niewykluczone więc, że jest to najbardziej dochodowy film, w jakim wystąpił Kolberger.

No, to teraz na listę wymarzonych projektów, których nigdy nie uda mi się zrealizować, dopisuję wywiad z Hanną Bieniuszewicz o produkcji "Misji ninji".

A jeśli macie ochotę obejrzeć film, to jest dostępny na YouTube'ie: https://www.youtube.com/watch?v=4_8ddEDA0WE.

panoptykon, to random Polish
@panoptykon@c.im avatar

Odwiedziłem wczoraj Ślężę, a w drodze powrotnej przy okolicznym lesie wypatrzyłem taki artefakt.

I zastanawiam się, ilu ówczesnych prenumeratorów magazynu "Chip" pamięta, że pod koniec lat 90. ubiegłego wieku wsparło zalesianie okolic Ślęży. Być może niewielu. Ale ślad pozostał.

  • All
  • Subscribed
  • Moderated
  • Favorites
  • Leos
  • Durango
  • ngwrru68w68
  • thenastyranch
  • magazineikmin
  • hgfsjryuu7
  • DreamBathrooms
  • Youngstown
  • slotface
  • vwfavf
  • PowerRangers
  • everett
  • kavyap
  • rosin
  • anitta
  • khanakhh
  • tacticalgear
  • InstantRegret
  • modclub
  • mdbf
  • ethstaker
  • osvaldo12
  • GTA5RPClips
  • cubers
  • tester
  • normalnudes
  • cisconetworking
  • provamag3
  • All magazines