Ostatnio używam dużo /kbin, bo bardzo mi się podoba. Poza tym, że zachęcam Was do spróbowania, bo nasz kolega @ernest robi super robotę, to polecę swoje konto: @szczur
Ostatnio spędzam tam więcej czasu, bo odkrywam co i jak.
I just realized that I have friends who are younger than Facebook, and there are probably a few people running their own Mastodon instances who were born after Twitter was created. They’d be 16 or 17 now, and people that age are certainly capable of it.
Przy okazji pięciu bogaczy zweryfikowanych przez (do)wolny rynek wypłynął ciekawy sentyment, że miliarderzy są do nas podobni – a właściwie, że to my jesteśmy do nich podobni i mamy do nich bliżej, niż do tych kilkuset uchodźców z Afryki tonących co tydzień-dwa na Morzu Śródziemnym. Zapytacie się, co was łączy z żerującymi na waszej pracy bogaczami?
Odpowiemy wam: Nic. Absolutnie nic.
Po pierwsze, kasa
Podstawową rzeczą, którą trzeba sobie uświadomić jest skala. Nasz gatunek nadal jest fundamentalnie małpą z sawanny, gdzie umiejętność liczenia potrzebna była głównie do obliczenia, ile jeszcze musisz biec, by twój obiad in spe padł z wycieńczenia. Mamy problem z ogarnięciem większej liczby osób w naszej sieci powiązań, niż średnio 150 (słynna liczba Dunbara), a co dopiero z wielkościami rzędu miliona, czy miliarda. Zatem przypomnijmy:
Tysiąc tysięcy to milion. Tysiąc milionów to miliard. Trudno to sobie wyobrazić, prawda? Zatem spróbujmy inaczej. Weź sekundę. Tysiąc sekund to 16 minut i 40 sekund. Milion sekund to około 11 dni. Miliard sekund to około 31.5 lat.
Można też inaczej. Załóżmy, że zarabiasz na rękę 2000 PLN miesięcznie. Hojnie zaokrąglijmy w górę: W 2018 r. dominanta, czyli najczęściej wypłacane w Polsce wynagrodzenia, wynosiła 2224,17 PLN brutto, czyli ok. 1700 PLN na rękę, nowsze dane nie są dostępne, ale przy tych samych założeniach co w 2018 r. wynosiłaby ok. 3005 PLN brutto, z czego zostawałoby 2360 PLN na rękę.
Ale weźmy te 2000 PLN miesięcznie. Całą kasę odkładasz, by mieć swój pierwszy miliard. Żywisz się ze śmietnika, ubrania kradniesz z suszarek, mieszkasz w kartonie pod mostem i jak młody Kulczyk dzielnie roznosisz ulotki.
Pierwszy milion stuknie ci po niecałych 42 latach. Stąd łatwo policzyć, że pierwszy miliard zarobisz po 42 tysiącach lat. Dla przypomnienia, cywilizacja, jaką ją znamy, ma nieco ponad 6 tysięcy lat, licząc od powstania Mezopotamii.
By uczciwie, swoją pracą zostać miliarderem, musiałbyś bez przerwy pracować tak z siedem razy dłużej, niż istnieje to, co nazywamy cywilizacją.
Po drugie, zasady
A właściwie ich brak. Zadaj sobie pytanie, co jest zbrodnią, gdy jesteś biedny, a przedsiębiorczością, gdy jesteś bogaty? Jeśli pomyślałeś „niepłacenie podatków„, gratulujemy, masz większe ogarnięcie rzeczywistości od przeciętnego libka.
Bogacze nie grają według tych samych zasad, a już w szczególności miliarderzy. Dziennikarskie śledztwo ProPublica (i nie mówimy tutaj o polskich dziennikarzach, którzy opierają się na tym, co znajdą w Googlu w pięć minut przed deadline’em) ujawniło w ostatnich latach, że amerykańscy bogacze, ze względu na stosowane przez ich klakierów mechanizmy prawne i finansowe, są w stanie najzupełniej legalnie płacić minimalne podatki – nawet jeśli ich fortuny rozrastają się o dziesiątki miliardów (najbogatszych 25 w latach 2014 do 2018 powiększyło swoje fortuny o ponad czterysta miliardów dolarów; to ponad półtora biliona złotych, odpowiada całemu budżetowi rządu RP w tych latach).
Ile zapłacili podatku? Łącznie około 13.6 miliarda. Dużo? To stawka rzędu 3.5%. Ilu z was ma taką stawkę podatku dochodowego?
Na czym polega myk? Między innymi na manipulacji definicją dochodu i jego źródłami. Jeśli jesteś oligarchą, najprawdopodobniej pobierasz śladowe wynagrodzenie za pracę, jeśli w ogóle, a w zamian korzystasz z akcji, inwestycji, czy dywidend, które są opodatkowane na znacznie niższym poziomie. W ten sposób możesz sobie odliczyć wszelkie nietrafione inwestycje, co oznacza, iż nie możesz przegrać:
Jeśli inwestycja odniesie sukces, zyskujesz, jeśli nie, to nic się nie zmienia.
Odliczyć można także dobroczynność. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak to jest, że najbogatsi chętnie stają się filantropami, to dlatego, iż działalność charytatywną można sobie elegancko odliczyć od podatku, co daje podwójny zysk: Buduje obraz dobrego wujka miliardera (Elon, Jeff, Warren, George, jak zwał tak zwał), to raz.
Dwa, poprzez unikanie płacenia do wspólnej kasy ogranicza możliwość działania państwa w celu zwalczania wałków podatkowych (w samych Stanach skarbówka straciła jedną trzecią pracowników w latach 2008 – 2018 r.). W Polsce to sytuacja doskonale znana, właściwie co rząd od 1989 r., to kolejne cięcia w budżetówce i coraz bardziej niewydolne państwo, a PiS nie tylko nie chce tego naprawić, ale ze względu na chory antykomunizm chce po 34 latach jeszcze raz lustrować urzędników i wywalać ich bez możliwości odwołania.
I tak uzyskujecie stawki podatkowe na poziomie nieosiągalnym dla zwykłych śmiertelników. A wy? Spróbujcie tylko kopnąć się na deklaracji albo spóźnić z zapłaceniem podatku.
W tym momencie zapewne zadajecie sobie pytanie, jak właściwie bogaci korzystają ze swojej fortuny? Przecież – słusznie – zauważacie, że bogactwo rzędu dwustu miliardów dolarów Jeffa Bezosa to nie skarbiec Sknerusa McKwacza, ale sumaryczna wartość inwestycji, udziałów, nieruchomości i tak dalej.
I zapewne czujecie instynktownie, że są tutaj kruczki prawne, coś w stylu brania żarcia „na fakturę”, kupowania samochodu czy paliwa „na firmę”, albo zakładania spółek-słupów „dla ochrony prawnej”. Szczegóły różnią się w zależności od konkretnego oligarchy, ale podstawowym narzędziem są pożyczki i kredyty. Tak, dobrze czytacie, bogaci uwielbiają się zadłużać. Życie na kredyt jest dla zarządu, panie Areczku, dla ciebie jest ciułanie i zarzynanie się dla zarządu.
Zgodnie z systemem podatkowym Stanów Zjednoczonych, pożyczka nie stanowi dochodu, a odsetki można odliczyć sobie od podatku. Sprytnie, nie? Zapożyczasz się pod zastaw akcji, które posiadasz, kupujesz co chcesz, a następnie spłacasz je na luziku, dostając jeszcze bonus w postaci odliczenia sobie kosztów pożyczki od i tak już minimalnego dochodu wykazywanego wobec amerykańskiego fiskusa.
Wisienką na torcie jest to, iż system jest tak wypaczony, iż reforma jest właściwie niemożliwa. Oligarchowie oraz inne bogate podmioty, jak firmy zajmujące się private equity (prywatne fundusze kapitałowe), dysponują dosłownie miliardami zarówno na propagandę, jak i lobbing. Skutek?
Szansa, że oligarcha albo menedżer takiego funduszu kiedykolwiek trafi pod lupę skarbówki jest właściwie zerowa. Prędzej trafi go meteoryt albo uderzy piorun. Ale jeśli nie zaliczasz się do bogatej elity, to szansa, iż skarbówka zwróci na ciebie uwagę zwiększa się dramatycznie.
Czyli, nie tylko nie zarabiasz jak miliarder – ba, milionerom jest bliżej do ciebie i uchodźców tonących na szalupie, niż to jednego z ponad dwóch tysięcy miliarderów mordujących naszą wspólną planetę w imię prywatnych jachtów, złoconych kibli i latania wszędzie odrzutowcami.
Po trzecie, koszty
A tymczasem to społeczeństwo płaci za bogactwo oligarchów oraz ich gry i zabawy. I nie mówimy tutaj tylko o tym żałosnym spektaklu, gdy jednocześnie zginęło 650 uchodźców w katastrofie starego statku rybackiego na Morzu Śródziemnym i pięciu bogaczy zmiażdżonych na własne życzenie w rurze z włókna węglowego, podczas wycieczki w okolice Titanica.
Oczywiście. media rzuciły się relacjonować z emocjami kosztującą miliony akcję ratunkową (a właściwie poszukiwanie szczątków, bo „Titan” był wręcz komicznie źle zbudowany), a śmierć setek uchodźców zyskała co najwyżej wzmiankę na spodzie stron. Że nie wspomnimy o toczącym się od kilku lat procesie, gdzie aktywistka Pia Kemp, której zespół uratował tysiące uchodźców na morzu od utonięcia, może zostać skazana na nawet 20 lat pozbawienia wolności.
Chodzi nam o to, że zgodnie z zeszłorocznym raportem Oxfamu, przeciętny miliarder emituje ponad milion (!) razy więcej gazów cieplarnianych. Poprzez kombinację ekstrawaganckiego trybu życia, brudnych inwestycji i braku zainteresowania przyszłością zaledwie 125 miliarderów emituje tyle gazów cieplarnianych, co kraj rozmiaru Francji.
I nie wierzcie, że oni nas uratują. Jeśli ktoś jest częścią problemu, nie będzie częścią rozwiązania. Szczególnie wtedy, gdy sam emitując milion razy więcej zanieczyszczeń, niż 90% Ziemian, zaleca temu 90% zrezygnowanie z plastikowych słomek czy wpieprzanie robali.
Po czwarte, to dotyczy nas
I chociaż piszemy o Stanach, nie oszukujmy się: Małpujemy wszystkie najgorsze wzorce amerykańskie, często okazując się bardziej wolnorynkowymi od Reagana. Mamy własnych oligarchów i superbogatych, egzystujących ponad prawem; mamy rozpadającą się opiekę zdrowotną, która skutkuje de facto pełzającą prywatyzacją; mamy system edukacyjny nakierowany na przemiał, a nie kształcenie, co znowu stanowi pełzającą prywatyzację.
A najgorsze jest to, że mentalnie siedzimy tak z 30 lat w tyle, o czym świadczą najnowsze doniesienia, że Polska i Węgry, zatrute oparami neoliberalizmu wydzielającymi się z truchła tej ideologii, będą dążyły do blokowania światowej minimalnej stawki opodatkowania dla korporacji (czyli, jak śmialiśmy się kiedyś, będą zwalczać komunistyczne Stany Zjednoczone).
Pocieszamy się tylko tym, że w końcu wiatr zmiany dotrze i do naszej kolonii wielkiego kapitału. Pytanie tylko, ile nas pożre po drodze.
My direct superior at work just said the wisest thing I've heard this week.
"They only pay us enough so we don't quit, might as well work enough not to get fired"