koniectorowiburaki, Polish Na zakończenie długiego weekendu wybrałem się do Parowozowni Skierniewice, bo dawno mnie tam nie było. To jedna z większych atrakcji województwa łódzkiego, przy okazji blisko ze stolicy, więc wszystkich w zasięgu (albo poza zasięgiem, ale z wolnym czasem) zachęcam do odwiedzenia. Oficjalne info o historii i eksponatach jest tu: https://www.psmk.org.pl/pl/ , moja relacja na @krzykmurow , a w tym wpisie chciałbym się zająć innym aspektem - turystyką motocyklową.
Jak wiecie, od niedawna wróciłem na 2 koła, nieco przypadkowym zbiegiem okoliczności stając się posiadaczem polsko-chińskiego chopperka Junak M11 125. Nie ma co ukrywać, ze "starym" Junakiem to on ma wspólną tylko nazwę, bo technologicznie jest to singapurski klon któregoś z lekkich Suzuki, tłuczony w jednej z rozlicznych fabryk w Chinach. Ale jest to sprzęt na miarę czasów, i nie pieprzy się jak stary Junak... chociaż osiągi ma podobne. Lecz do brzegu. Od początku.
- Osiągi - bądźmy realistami. NIkt nie oczekuje od silnika 125 cm3, zdławionego przepisami do 11 koni, możliwości wyścigowych. Producent określa prędkość maksymalną na 85 km/h, ja jeżdżę ciągle na dotarciu, więc 70 km/h. I to jest maks. 70 km/h jest osiągane przy prawie 6000 obrotów, więc silnik nie idzie od dołu jak chopper, tylko drze się jak zarzynany dresiarz na osiedlowej siłowni (miałem skojarzenia z Trabantem, jeśli ktoś jeszcze pamięta). Pod górkę brakuje mocy, i to wyraźnie, a w centralnej Polsce mamy do czynienia raczej z łagodnymi wzniesieniami. Żeby osiągnąć jakąkolwiek dynamikę, trzeba non stop trzymać go w granicach 4-6k, co oznacza mocne wachlowanie skrzynią biegów, bo przełożenia są absurdalnie krótkie. Miałem kiedyś inną 125-kę (Rometa) i tam nie było to aż tak widoczne.
(ciąg dalszy nastąpi) #motocykl #junak #turystyka #turystykamotocyklowa