Nowe projekty w Ruście pojawiają się jak grzyby po deszczu. Wiele z nich szybko dogania ich przed-rustowych poprzedników, a wkrótce potem pokonuje je pod względem funkcjonalności i wydajności. Widząc to wszystko, trudno nie pomyśleć, że #RustLang jest jakimś nadjęzykiem programowania, który umożliwia szybkie tworzenie i wdrażanie nowych programów, i przy tym wydajnością bije wszystko inne na głowę.
Nie twierdzę, że Rust nie ma swoich zalet, ale nie w tym rzecz. Moim zdaniem, Rust wygrywa popularnością. Wszystkie fajne dzieciaki używają Rusta, a to właśnie tacy ludzie mają czas i energię, by szybko tworzyć nowe oprogramowanie. Dodajmy do tego korporacje, które inwestują w kolejny boom, i dostarczają pełnoetatową siłę roboczą i finansowanie, kulturę wykorzystania kodu poprzedników (crates), no i wygodę zaczynania od zera.
Dziadkowie jak ja, którzy z ledwością znajdują energię, by utrzymać nasze dzieła przy życiu, nie są w stanie z tym konkurować. Mamy jednak jedną zaletę. Nie zależy nam już, żeby być fajnymi. Nie spakujemy toreb i polecimy przed siebie, jak tylko ktoś ogłosi kolejny najlepszy wynalazek od czasu krojonego chleba.
Rozważam zmianę licencji moich projektów na #GPL, począwszy od przyszłych wersji. Albo przynajmniej tych projektów, w których jest więcej linii kodu niż byłoby linii informacji o licencji. Dlaczego? Być może dorosłem już, by zrozumieć jak złe są korporacje. Choć istotniejszym pytaniem jest: dlaczego przedtem używałem permisywnych licencji?
Być można to po prostu moja łatwowierność, przekonanie w "permisywną" definicję wolności. Chciałem, by moje programy pomagały ludziom. Nie liczyło się dla mnie, czy ktoś inny mógłby na nich zarabiać, albo użyć ich jako części własnościowego oprogramowania, a przynajmniej tak długo, jak mój oryginalny program pozostałby wolny.
Być może chodziło o prostotę — krótką licencję, którą byłem w stanie zrozumieć.
Być może była to kwestia braku wiary w GPL i jego egzekucję. Przypadki takie jak nVidia obchodząca licencję jądra Linuksa, grsecurity stające się własnościowym produktem, Oracle budujący wymuszenia w oparciu o AGPL, czy kolejne rządy państw łamiące licencję OpenSC. Wszak — nawet jeśli jakaś korporacja złamie moje prawo autorskie, co będę w stanie zdziałać?
Jednakże myślę, że czas to zmienić. Widząc, że coraz więcej #OpenSource się sypie, warto głośno powiedzieć: "wierzę w #WolneOprogramowanie, i do diabła z korporacyjnym wyzyskiem!"
Najważniejsza rzecz, której nauczyłem się przez te wszystkie lata w #Gentoo: nie musisz robić wszystkiego sam.
Możesz poprosić o pomoc. Możesz poprosić kogoś o przysługę. Możesz delegować zadania.
Możesz powiedzieć "przykro mi, ale to nie jest w tej chwili dla mnie priorytet". Możesz powiedzieć "przykro mi, ale utrzymanie tej zmiany będzie kosztować zbyt wiele wysiłku w przyszłości". Możesz powiedzieć "przykro mi, ale jestem przytłoczony innymi zadaniami".
Możesz poprosić innych o przypomnienie. Możesz czasem zapomnieć. Możesz mieć zadania w TODO latami.
Nie musisz dążyć do perfekcji. Możesz czasem powiedzieć "przykro mi, ale nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ten test się sypie". Możesz pominąć część testów, bo nie jesteś w stanie doprowadzić ich do działania.
Możesz powiedzieć "nie". Nie musisz starać się zadowolić wszystkich. Możesz ograniczyć interakcje z ludźmi, którzy są dla ciebie toksyczni.
Nie mówię, że wszystko jest dopuszczalne. Trzeba zachować pewien poziom profesjonalizmu. Ale jesteś wolontariuszem, a co ważniejsze jesteś człowiekiem. Twoje życie i zdrowie są ważne.