Uwielbiam odkrywać nowe miejsca i kultury. Nie interesuje mnie bycie kolejnym turystą, który robi to samo zdjęcie z tym samym zabytkiem, co miliony osób przed nim i po nim. Wolę szukać własnych ścieżek i doświadczać rzeczy, których nie znajdziesz w przewodnikach. Dlatego zawsze staram się wybierać mniej znane i mniej uczęszczane destynacje, gdzie mogę poczuć prawdziwy duch danego kraju lub regionu.
Kiedyś dobre wakacje kojarzyły mi się wyłącznie z all inclusive. Dzisiaj patrzę na to z zupełnie innej perspektywy. Nie neguję wyborów innych ludzi, piszę o sobie. Uważam, że podróżowanie to nie tylko odpoczynek, ale też nauka i rozwój. Chcę poznawać różne kultury, języki, religie, zwyczaje i tradycje. Chcę widzieć piękno przyrody i architektury, które nie są pokazywane w telewizji czy internecie. Chcę spotykać ludzi, którzy mają inne spojrzenie na świat i życie.
Nie mówię, że nie warto odwiedzać znanych miejsc i zabytków. Są one częścią historii i kultury danego kraju i mają swoje walory. Jednak dla mnie podróżowanie to coś więcej niż robienie zdjęć i zbieranie pamiątek. To sposób na poszerzanie horyzontów i poznawanie świata z innej perspektywy.
Do takich przemyśleń skłonił mnie reportaż „Świat, którego za chwilę nie będzie” w magazynie #Pismo. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje zjawisko zwane #overtourism, w którym zbyt duża liczba turystów wpływa negatywnie na jakość życia mieszkańców lub doświadczenie przebywania w danym miejscu. Zjawisko to dotyczy kierunków turystycznych, gdzie mieszkańcy lub turyści zauważają zbyt dużą liczbę zwiedzających. #Overtourism jest odwrotnością zrównoważonej turystyki, której celem jest tworzenie miejsc przyjaznych zarówno mieszkańcom, jak i turystom.