Pani Anna Brzezińska podaje taką ciekawą historię:
Około 1535 roku pewna bezimienna prosta kobieta – zapisał w swoim dzienniku Christiaan Munters, kapelan we flandryjskim Kuringen – udała się na rynek w Maastricht, gdzie zaczepił ją równie anonimowy człowiek i obiecał, że nauczy ją czytać. Skuszona obietnicą, poszła za nim do domu i zanim go opuściła, nauczyła się płynnie czytać. Na odchodnym dobroczyńca obdarował ją książkami Lutra, żeby się na nich wprawiała w samodzielnej lekturze. Po powrocie do domu kobiecina chełpiła się nową umiejętnością, co tak zaniepokoiło jej męża, że natychmiast wezwał księdza, żeby namówił ją do spowiedzi i pokuty. Jego pouczenia okazały się skuteczne. Kobieta postanowiła wyrzec się herezji, po czym wyznała grzechy i dostała rozgrzeszenie – i odtąd nie była już w stanie przeczytać ani słowa, jako że cudownie została z tej strasznej umiejętności uzdrowiona.
Właśnie zauważyłem, że we władzach Polskiej Grupy Użytkowników #Linux'a w obecnej kadencji znalazła się #kobieta. Nie we władzach statutowych, co prawda, ale w Sądzie Koleżeńskim.
To duże wydarzenie. Może i jest to jedna kobieta na 12 facetów, ale ostatnio coś takiego zdarzyło się gdzieś z dekadę temu — żadnej #kobiety we władzach #PLUG nie było od 2016 roku, kiedy organizacja pierwszy raz wybrała do władz 15 facetów.
Nie jestem i nie byłem członkiem PLUG, więc nie jestem w stanie wiele o tym powiedzieć — może @rysiek (który był w tym czasie, zdaje się, w jego Zarządzie) pamięta, jaki był wtedy w stowarzyszeniu poziom refleksji na ten temat.
Nie zawsze było aż tak źle. Pokolenie temu, w kadencji 2005-8, kobiety w liczbie 6 osób stanowiły 1/3 władz. Od tego momentu zaczął się spadek — choć jeszcze w kolejnej kadencji były 2 kobiety w 6-osobowym zarządzie.
To nie był przejaw braku zainteresowania kobiet — ten sam okres był czasem dynamicznego rozwoju kobiecych organizacji wokół technologii, nauki programowania itp. Ale wszystkie te kobiety nauczyły się omijać szerokim łukiem środowisko linuksiarzy.
Czy ta jedna kobieta to sygnał, że coś się środowiskowo zmienia, czy to raczej outlier? Pożyjemy, zobaczymy.
Zachowuję rezerwę, bo poza tym sygnałem nie widzę, żeby ten backlash ustępował — mam raczej poczucie, że kultura casualowej mizoginii ma się świetnie i wręcz rozkwita na nowo, w nieco tylko zmienionych didaskaliach i nieco tylko mniej wprost wyrażana, choćby w tym naszym światku mastodonowym. Ale może się mylę, i chętnie bym się mylił.
Kobieta zażywa legalnie tabletkę poronną i w trakcie wizyty informuje o tym swoją lekarkę. Ta wzywa policję. Policja natomiast „wkracza do akcji” i urządza kobiecie prawdziwą „ścieżkę zdrowia”.
Policjantki weszły do gabinetu ginekologicznego. – Kazały mi się rozebrać i robić przysiady i kaszleć. (…) Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: „czego wy ode mnie chcecie?” – mówiła Joanna w rozmowie z „Faktami”. Hasło „aborcja” uruchomiło niemalże obławę – opowiada pani Joanna.