Poza kilkoma bezowocnymi bitwami z Redditem i przyglądaniu się opcjom automatyzacji postów na korporacyjnych social media - robiłem też coś dla Herbsmana.
Niedługo pojawią się kolejne zapiski z doświadczeń, tym razem dotyczące Kanny, czyli Sceletium Tortuosum. Właśnie redaguję przetłumaczone już trip raporty.
Najczęściej czytanym artykułem na moim blogu jest właśnie ten, zatytułowany:
"Kanna - historia, dawkowanie i efekty."
Biorąc pod uwagę, że na anglojęzycznych stronach internetowych Kanna przedstawiana jest jako "legalne MDMA" to szczerze mnie to nie dziwi. Nawet w trip raportach takie skojarzenia się pojawiają:
"Inny, wyraźny i ciekawy efekt tej substancji można porównać do niskiej dawki MDMA. Byłem jej wdzięczny za wyrwanie mnie z szarości codzienności i pozwolenie mi na bycie po prostu zadowolonym."
Z kolei osiemnastowieczni podróżnicy i etnografowie byli w swoich opisach bardziej pragmatyczni i powściągliwi:
"Hottentoci przyjeżdżają z bliska i daleka po ten krzew, wraz z korzeniem i liśćmi. Ubijają je razem i zaplatają w warkocze, tak jak mają w zwyczaju robić z tytoniem do żucia. Następnie pozwalają tej masie sfermentować i noszą ją przy sobie, żując szczególnie wtedy, gdy chce im się pić. W początkowej fazie fermentacji działa odurzająco. (…) Żyjący tutaj Hottentoci wypatrują tej rośliny, czasami z dala od domu, a następnie wymieniają na bydło i inne towary." (Thunberg, 1794)
Moje osobiste doświadczenia z Kanną są pozytywne i trochę żałuję, że nie mam już własnych roślinek na parapecie. Chyba czas złożyć zamówienie na świeże nasionka.
W każdym razie, praca na artykułem wre, ale nie tak bardzo jakbym chciał. Przynajmniej tym razem mogę obwiniać pogodę, bo siedzieć dzisiaj z własnej woli przed monitorem to grzech.
Anna Brzezińska - mediewistka i pisarka. (uwolnione z facebooka)
W 1498 r. portugalska wyprawa pod wodzą Vasco da Gama, powracając z indyjskiego Kalikat, zacumowała na wyspie Andżediwa nieopodal Goa, by uzupełniać zapasy i dokonać niezbędnych napraw. Ku zaskoczeniu marynarzy na brzegu zjawił się jakiś człek w wieku około lat 40, odziany od stóp do głów w płótno i w bardzo pięknym turbanie na głowie oraz z mieczem u pasa. Posiadacz turbanu, jak się okazało, mówił bardzo dobrze w weneto. Oznajmił, że jest chrześcijaninem z Lewantu, lecz jako młodzieniec przybył do tego kraju, a teraz służy miejscowemu władcy, który jest mahometaninem. On sam też jest mahometaninem, ale w głębi serca szczerym chrześcijaninem. Kiedy tylko dowiedział się o przybyszach, uprosił swojego pana, by pozwolił mu ich odwiedzić. Pan nakazał przekazać, że chętnie użyczy żeglarzom prowiantu oraz statków, zaś on sam bardzo by się uradował, gdyby postanowili zostać tu na stałe.Nic dziwnego, że Portugalczycy natychmiast zaniepokoili się tą bezinteresowną życzliwością.
Rozpytali miejscowych chrześcijan, ci zaś wyjaśnili, że człek w pięknym turbanie jest przywódcą piratów i ma ich wciągnąć w zasadzkę. Wychłostali go więc, a wtedy przyznał, że wszyscy tutaj są im wrodzy i chcą ich zaatakować, czekają tylko na posiłki. Wobec tego Portugalczycy pospiesznie uciekli na morze – z tajemniczym człowiekiem w turbanie na pokładzie.
Historię tę włączył do swojej kroniki jeden z najwybitniejszych historyków portugalskich XVI w., Damiao de Goes, dodając jeden bardzo istotny szczegół. Otóż na torturach człek w turbanie wyznał, że jest Żydem z Królestwa Polskiego, z miasta Poznania konkretnie. Jego rodzina jakoby uciekła z Polski najpierw do Ziemi Świętej, potem do Aleksandrii w Egipcie, aż wreszcie on sam wyruszył do Indii.
Inny XVI-wieczny portugalski historyk, Jono de Barros, modyfikuje tę historię, twierdząc, że to rodzice Gaspara uciekli z Polski – nadal konkretnie z Poznania – bo król Polski rozkazał, by wszyscy Żydzi ochrzcili się w ciągu 30 dni lub udali na wygnanie (co się akurat w Polsce nie zdarzyło). Według niego sam Gaspar urodził się już w Aleksandrii.
Istnieje też relacja, że był Żydem wypędzonym z Hiszpanii.
Na morzu szybko odnalazł wspólny język z Vasco da Gamą. Ochrzczono go imieniem Gaspar da Gama: wielki portugalski odkrywca został jego ojcem chrzestnym. Czasami zwano go również Gaspar da India.
Ze współczesnych przekazów wynika, że przed spotkaniem z Portugalczykami Gaspar da Gama był człowiekiem uczonym i zasobnym, bardzo dobrze znał Azję i władał wieloma językami. Miał żonę i syna. Odbywał dalekie podróże, parał się handlem i był urzędnikiem zajmującym się w imieniu władcy Goa rokowaniami z obcymi kupcami.
W Portugalii też sprawnie urządził sobie życie. Zdobył łaskę króla. Dorobił się kolejnej żony, portugalskiej szlachcianki. Wziął udział w wyprawie Pedra Àlvaresa Cabrala, podczas której odkryto Brazylię. Popłynął z Vasco da Gama do Indii. Pomógł Portugalczykom nawiązać stosunki handlowe z radżą Koczinu. W latach 1505-1510 pracował dla portugalskich wicekrólów Indii – i słał do króla skargi na nieuczciwych urzędników.
Przede wszystkim jednak przekazywał Portugalczykom niezmiernie cenną wiedzą o Wschodzie i świetnie orientując się w miejscowych zwyczajach i układzie sił, istotnie wspierał ich w zdobyciu przewagi nad innymi nacjami w wyścigu o dalekowschodni handel. Znał Afrykę, Półwysep Arabski, Indie i Indochiny. Wedle współczesnych bywał na Cejlonie, Sumatrze, Jawie i Molukach. Wiemy, że napisał dla portugalskiego króla relację ze swoich podróży, opatrzoną mapą, niestety niezachowaną do naszych czasów.
Zniknął ze źródeł w 1510 r.
W epoce wielkich odkryć geograficznych był jedynym tak znaczącym podróżnikiem rodem z Królestwa Polskiego. Jego historia jest tak nieprawdopodobna, że musi być prawdziwa – bo któż na litość boską pod koniec XV wieku wymyśliłby na torturach gdzieś na Morzu Arabskim, że jest Żydem z Poznania?
W Śląskiej Bibliotece Cyfrowej jest w wolnym dostępie „Werk. Historia huty «Batory» («Bismarck»)” i już trafiła do mojej kolejki. #Historia, #Śląsk, #fotografia, #industrial — no mogliby być jeszcze templariusze, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. I tak jest wiele 😀
Ciekawe, jak to z tą historią, że w latach '30 huta opóźniała się z produkcją blach pancernych dla Wojska Polskiego, bo robiła dewizowe zamówienia tychże do Niemiec… prawda czy legenda?
@siductionlinux - a distribution aiming to make Debian Unstable/Sid easily accessible to & usable by desktop users. Learn about its features, its history & upcoming developments!
Anna Brzezińska, mediewistka i pisarka.(uwolnione z facebooka)
Dzisiaj wyjątkowo nie o historii, tylko arytmetyce.
Otóż dwóch dziarskich dziennikarzy, Mazurek i Stanowski, zaprosiło do programu aktywistów klimatycznych z grupy Ostatnie Pokolenie, żeby ich sponiewierać oczywiście. Program jest szeroko komentowany, ale nas tutaj interesuje wyłącznie wypowiedź Mazurka: „Chcę panu powiedzieć że 500 lat temu powszechna zgoda naukowa panowała wokół tego, że Ziemia jest płaska”.Z całą ogromną sympatią dla wszystkich, którzy stawiali Mazurkowi odpór, opisując kuliste hipotezy starożytnych i średniowiecznych mistrzów, chcę Wam, moi mili, powiedzieć, że 500 lat temu był rok 1524. Czyli dwa lata wcześniej nieliczni ocalali uczestnicy wyprawy Fernão de Magalhães, portugalskiego żeglarza zwanego w podręcznikach szkolnych po prostu Magellanem, wpłynęli portu w Sewilli na “Victorii”, ostatnim okręcie z jego eskadry.
500 lat temu wszystko było już empirycznie dowiedzione. Wszystko było już jasne, łącznie z utraconym dniem. Wiedza rozchodziła się, jak kręgi po wodzie, wraz z relacją Antonio Pigafetty. Płynęła poprzez morze zwane humanistyczną republiką uczonych w wielkiej ławicy listów, manuskryptów, druków.
W 1595 r. polski humanista Sebastian Klonowic pisał we “Flisie”:
[i]“Już Ameryka, już i Magellana
Śmiałym Hiszpanom morzem dojechana,
Szczęśliwe Wyspy, on bohaterski raj,
Wie o nim cały kraj.”/i
Otra cosa promocionada por Paltrow y Kardashian que resulta en desastre.
5 personas infectadas de VIH por tratarse con vampiros faciales en una clínica sin licencia de Nuevo México. https://arstechnica.com/?p=2020165 #noticias
@lectoraterno
Es una lástima cómo funciona gracias a plataformas como TikTok en las que aceptan promocionar cosas nocivas sin investigarlas primero con una mezcla de desesperación y competición enfermiza. La vida de un influencer cuyos ingresos dependen al 100% de una plataforma exclusiva (YouTuber, streamer de Twitch, TikToker) es un shonen de lo más violento.
En una sociedad más sana quizá usarían sus habilidades para algo mejor y tendrían mejores condiciones que esclavizarse en una pirámide.
@cadusilva Passando de “preciso parar de comprar coisas supérfluas” para “preciso comprar todas as coisas supérfluas das quais poderia precisar um dia antes de 2027”.
O Rio é mesmo a Gotham brasileira, né? Prenderam policiais que estavam de conluio com milicianos, davam até a senha do sistema da polícia para os bandidos ficarem sabendo informações privilegiadas.
E também prenderam um bandido que se vestia de policial civil, circulava pela delegacia, andava de viatura e até participava de operações mesmo sem ser policial de fato.