Dziesięć zdjęć z wczorajszej wycieczki do Chodzieży.
W Krostkowie odwiedziłem mój ulubiony punkt widokowy na dolinę Noteci, z którego widok był jak zawsze wspaniały.
Chwilę później drogę przecięła mi białośliwska wąskotorówka, pełna pasażerów.
Na dojeździe do mostu na Noteci znajdującego się przed Milczem spotkałem czwórkę sympatycznych osób na rowerach, które z Piły jechały do Chodzieży na lody. Namówiony przez nie zajechałem na chodzieską promenadę, a lody okazały się pyszne.
Następny postój wypadł nad jeziorem w Borówkach, gdzie wiatr przewrócił mój oparty o drzewo rower i złamał lusterko.
Na koniec w Samostrzelu spotkałem Koziołka Matołka i pstryknąłem wspólną fotkę moich dwóch ulubionych środków transportu.
Takie widoki byśmy oglądali podczas spaceru po lesie pomidorowym... gdyby na świecie istniały lasy pomidorowe. 🌳 🍅 🌲
To fotka naszych sadzonek pomidorów przed przepikowaniem. Pomidory zasialiśmy dość gęsto, ale to, co z nich wyrosło, przerasta wszelkie oczekiwania. Przyglądając się im od dołu, można mieć wrażenie, że jest się w lesie. Lesie pomidorowym.
Siedem fotek z wczorajszego wypadu do Złotowa. Miało być niecałe 90, skończyło się na setce z górką, go żal było nie wykorzystać takiej pogody.
Nad jeziorem w Złotowie zawsze jest przyjemnie, ale gdy słoneczko przygrzewa, a właśnie zrobiło się ponad 40 km pod wiatr, to wegański hot-dog z Orlenu w takich okolicznościach przyrody smakuje jak najlepszy obiad.
W drodze powrotnej odkryłem, że koszmarny odcinek od drogi wojewódzkiej 189 do Rudnej jest remontowany i dostaje nową nawierzchnię. Najwyższy czas, bo jazda tamtędy po prostu boli. Dzięki remontowi będę mógł częściej tam wpadać.
Kolejna dobra wiadomość w temacie infrastruktury to nowiutka asfaltowa DDR między Dębnem a Dziuninem. Mnie się niekoniecznie przyda, ale mieszkańcom bardzo – wczoraj widziałem tam sporo spacerujących i rowerujących osób.
Po kilku podejściach, w końcu dotarłem na Sosnową Górę w Jastrowiu.
Nie żeby to było jakoś skomplikowane. Po prostu zawsze moją uwagę odwracały boczne drogi, które trzeba było zmapować, i musiałem wracać na pociąg, nim dotarłem do samej góry.
#GPS fajna rzecz. Nawet jeżeli zasięg jest słaby i dokładność mała, trudno się zgubić z czymś takim. Do tego dołożyć w miarę dobrą cyfrową mapę (#OpenStreetMap tu wymiata), i możemy planować #wędrówki tak, by maksymalnie wykorzystać dostępny czas. Kontrolować trasę, tempo, ewentualnie szybko zmieniać plany.
A co, kiedy GPS nie chce chwycić, a nasza trasa przemierza przez #las, gdzie trudno o jakiekolwiek konkretne punkty orientacyjne, i nie przebiega wyznaczonym szlakiem (albo o nim nie wiemy, bo nie mamy tak dobrej mapy)?
Wtedy też się da, a potrzeba czterech rzeczy: naszej dobrej cyfrowej mapy, początkowego punktu odniesienia, czasomierza i mniej-więcej stałego tempa. Przydaje się też magnetometr albo kompas. Nie jest może to tak wygodne jak automatyczna nawigacja, ale całkowicie do zrealizowania, i nie trzeba z niczego rezygnować.
Mamy już wstępnie wyznaczoną trasę, i orientacyjny czas dotarcia do celu. Określamy kierunek, odmierzamy jak daleko jest następny zakręt i wyliczamy jak długo będziemy szli. Potem zmieniamy punkt początkowy trasy i kiedy do niego docieramy, sprawdzamy, czy czas dotarcia do celu się zgadza. Skręcamy i powtarzamy całą zabawę.
Jest tu pewien marginalny konflikt — z jednej strony powinniśmy iść stałym tempem, żeby nam się czasy nie rozjeżdżały; z drugiej — chcemy iść jak najszybciej, żeby mieć maksymalny zapas czasu na wypadek, gdyby okazało się, że mapa gdzieś się nie zgadza i stracimy cenne 10 minut błądząc. Jednak jeżeli zakręty czy punkty orientacyjne są w miarę gęste, możemy łatwo potwierdzać minimalne zmiany czasu dotarcia do celu.
No i jeszcze jedno: jak już zabłądzimy, to przydaje się #mBDL. Szukamy kolejnego słupka z numerami oddziałów. Oczywiście, w praktyce długo żadnego nie ma, a potem zastanawiamy się jak przenieść pozycję z jednej mapy na drugą, ale można sobie poradzić. W ramach przestrogi przypominam, że numery oddziałów czytamy "od środka" — tzn. jeżeli patrząc na wprost, na słupek widzimy 76, to 76 jest za nami, a oddział przed nami jest po drugiej stronie słupka.
Nie wiem, czy mój wysiłek pomaga komukolwiek, poza mną samym. Niemniej, jeżeli uważacie, że fajnie byłoby, gdyby każda droga leśna była na mapie, rozważcie dorzucenie się na mój mały fundusz "na karmę i żwirek dla kotów" (a żwirek właśnie podrożał, wzdych).
Gravelowa wyrypa po Puszy Tarnowskiej. Południowy skraj. W powietrzu czuć wiosnę. W uszach szumi wiatr. Ciepło miękkiej owijki. Iskra w oku. I to napięcie. Oczekiwanie na eksplozję zieleni, na ptasią kakofonię, szum liści, nocne cykady. Wiosno, czekam!